Upraszczając maksymalnie sprawę, można powiedzieć, że chodzi tu o to, aby tzw. krótkim pieniądzem nie finansować długich aktywów. Idealnej zgodności nie da się osiągnąć, i chyba nie ma takiej potrzeby, ale jak najbardziej da się zmniejszyć dysproporcje.
Z tego punktu widzenia polski system bankowy ma wiele do nadrobienia. W bilansach banków depozyty i lokaty powyżej jednego roku stanowią 4 proc., podczas gdy w „starej" Unii ponad 20 proc. W tym kontekście postulat budowania długich pasywów w bankach jawi się jako jedno z ważniejszych zadań.
Podstawowym składnikiem tego pojęcia są, obok wielu innych, terminowe lokaty osób fizycznych, a wielkość tych z kolei jest wynikiem skłonności do oszczędzania. Jest to fenomen więcej niż ekonomiczny, dlatego budowa skłonności do oszczędzania jest zadaniem nie tylko dla banków. Hasłowo brzmi to prosto, w rzeczywistości jest to trudne, wielowymiarowe i czasochłonne. W tych warunkach warto wykorzystywać to, co już jest i daje się stosunkowo łatwo przekierunkować.
A teraz konkret. Tzw. podatek Belki spowodował ogromny przyrost jednodniowych lokat, odnawianych do nieskończoności. Z punktu widzenia bezpieczeństwa banków w rozumieniu formuły wyliczania płynności długoterminowej są one nieuwzględniane. Faktycznie jednak w przeważającej większości są to lokaty długoterminowe. Można by zatem spowodować coming out ich statusu, gwałtownie poprawiając płynność długookresową banków (szacuję, że jest to ponad 20 mld zł, które wzmocniłyby obecne 4 proc., czyli 32 mld zł), gdyby podatkowo ulgowe traktowanie lokat krótkoterminowych, w tym jednodniowych, przenieść na lokaty powyżej roku.
Moje wyliczenia na pewno okazałyby się mocno zaniżone, bowiem tego typu ulga podatkowa mocno wpłynęłaby na wzrost skłonności do oszczędzania. A hasło uniknąć „podatku Belki" z obecnego skojarzenia z tzw. optymalizacją podatkową, legalną zresztą, nabrałoby systemowo pozytywnej wymowy, zgodnie z całokształtem działalności jego patrona.