Japońska HYDRa dorosła w Polsce

Japończycy w firmach pracują ciężko, wiele godzin. Kiedyś wyszło nawet zarządzenie, że jeden dzień w tygodniu muszą wyjść o godzinie 17 czy 18 – o tej, o której planowo powinni wychodzić - mówi Cezary Dubnicki, prezes 9livesdata

Publikacja: 09.05.2012 19:04

Japońska HYDRa dorosła w Polsce

Foto: materiały prasowe

Red

 

 

9livesdata, kilkudziesięciu informatyków pracujących nad globalnymi systemami backupów. A w ofercie m.in. Multilunch, system do zamawiania jedzenia do firmy. Skąd ten pomysł?

Multilunch był używany u nas, wewnątrz firmy, i świetnie się sprawdził. Zauważyliśmy, że pozwala nam oszczędzić bardzo dużo czasu. Celem jego stworzenia było to, żeby każdy w firmie mógł zamówić sobie jedzenie, na jakie ma ochotę. W pierwszej wersji było menu, ale ktoś musiał jeszcze chodzić i zbierać pieniądze. To nie było do końca dobre, więc wymyśliłem wspólne konto z rachunkami dla każdego użytkownika. Każdy płaci, powiedzmy, 100 zł na miesiąc i z tego subkonta rozliczane są jego zamówienia. Nie trzeba już płacić codziennie.

U nas to działa, wyszliśmy więc z systemem na zewnątrz. Na razie najlepszym użytkownikiem jest firma Google w Warszawie – mówią, że Multilunch to świetny software. Staramy się propagować to narzędzie, ale na razie nie idzie to dobrze. Ludzie w Polsce chyba nie przywiązują dużo uwagi do czasu pracy. Wolą wyjść na godzinę z pracy i sobie zjeść. Ale tam, gdzie czas jest ważny, gdzie ludzie chcą wyjść do domu wcześniej, nasz system się sprawdza. Można zjeść lunch w pół godziny i wyjść do domu o 30 minut wcześniej.

Jesteście firmą prawie japońską. Jak wygląda podejście do czasu pracy w kraju Kwitnącej Wiśni? 8 godzin i do domu, nadgodziny, praca w domu?

Japończycy – z tego co wiem – w domu raczej nie pracują. Ale w firmach pracują ciężko, wiele godzin. Kiedyś wyszło nawet zarządzenie, że jeden dzień w tygodniu muszą wyjść o godzinie 17 czy 18 – o tej, o której planowo powinni wychodzić. Oczywiście nie dotyczy to managerów. Oni i tak muszą zostać. Managerowie pracują tam na okrągło, nawet w soboty. Ponieważ dużo czasu spędzają w pracy, Japończycy rzadko widują się ze swoją rodziną. Wiodą bardzo stresujące życie.

Pan wywodzi się ze środowiska naukowego?

Tak. Skończyłem w Polsce studia magisterskie i wyjechałem do Stanów na doktoranckie. Po nich zostałem na uczelni, pracowałem na uniwersytecie Princeton w USA. W pewnym momencie zacząłem pracować dla NEC-a. Najpierw robiłem konsulting, w końcu zdecydowałem się przejść do nich na stałe. Dostałem pozycję szefa wydziału technologii masowych. Pracowałem tak naprawdę jako naukowiec. Teraz to jest pomieszane – trochę jestem biznesmenem, trochę naukowcem.

Jak praca dla NEC rozwinęła się we własną firmę?

Pracowałem dla NEC-a w Stanach od 2002 do 2008 roku, w ośrodku badawczym, którego zadaniem było opracowywanie nowych technologii, prototypów, proponowanie ewentualnych wdrożeń do produkcji. Tam stworzyłem grupę, która zajmowała się prototypowaniem systemów pamięci masowej do backupów, czyli do przechowywania kopii zapasowych. W końcu wymyśliliśmy system, który był skalowalny, można go budować poprzez zakładanie kolejnych stacji między plikami. To wszystko miało być jedną wielką całością – największe firmy mogłyby wtedy wszystkie swoje dane przechowywać na takich subkontach.  Nad prototypem pracowaliśmy kilka lat. Okazało się to bardzo skomplikowane, ale w końcu powstał. W międzyczasie współpracowałem z informatykami z Polski. Zatrudniałem ich do współpracy przy budowaniu tego prototypu. To była współpraca zdalna, przez pocztę elektroniczną. Oni robili jakieś części prototypu, czasami przyjeżdżali do Stanów na kilkumiesięczny staż. Prototyp powstał, a z nim spory problem – co z nim zrobić? Standardowa droga jest taka, że projekt idzie do Japonii i jest rozwijany przez tamtejszych pracowników. Okazało się, że prototyp na taką procedurę jest zbyt skomplikowany. Rozwijanie go w Japonii rodziłoby zbyt dużo problemów. Poproszono mnie, bym się tym zajął. Zastanawiałem się długo i w końcu powiedziałem: „Dobrze, ale potrzebuję więcej ludzi". I to tych, którzy pracowali nad prototypem. Chciałem, by stanowili podstawę zespołu. Naturalne było, że musimy się przenieść do Polski, założyć firmę i zatrudnić więcej osób. Dla Japończyków nie była to łatwa decyzja – przecież ktoś wynosi kluczową wiedzę poza firmę, do własnego biznesu! Ale w trakcie negocjacji ustaliliśmy zasady współpracy i już od kilku lat to działa.

Nasz zespół się rozbudował. Zaczynaliśmy od 5–10 ludzi, teraz  zespół liczy ok. 50 osób. NEC jest zadowolony – po dwóch latach produkt pojawił się na rynku. W tej chwili jest sprzedawany w Stanach, w Japonii i w Europie.

Wymyślamy nowe, ciekawe technologie, robimy prototypy, ale też rozwijamy produkt. Rozbudowujemy go o konkretne cechy, których życzą sobie klienci. Implementujemy je w uzgodnieniu z NEC-iem. Cały czas jest mnóstwo roboty, produkt zdobywa nowe rynki. My jesteśmy z tej współpracy bardzo zadowoleni. Nasi ludzie robią prace magisterskie o tym systemie, mamy też pierwszy doktorat. Współpracujemy z Wydziałem Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego. Powstała korzystna relacja. My dostajemy dobrze wyszkolonych absolwentów, a oni z kolei mają szansę robić coś na złożonym produkcie, sprzedawanym na całym świecie. Jest to dość nietypowa sytuacja. W Polsce dosyć rzadko to występuje.

Jak dużo czasu i pieniędzy NEC poświęca na badania i rozwój?

Bardzo dużo. To są setki milionów. Pion badawczy zatrudnia kilka czy kilkanaście tysięcy ludzi rozsianych po całym świecie. Laboratoria są w Europie, Stanach i Azji. My jesteśmy taką odnogą pionu badawczego. Co roku jest organizowany zjazd wszystkich ośrodków, na którym prezentują one swoje najnowsze osiągnięcia. Prezydent NEC-a ogląda rezultaty ich pracy, potem zapadają decyzje, w które projekty zainwestować więcej pieniędzy, a w które nie. Oni przywiązują bardzo dużą wagę do badań i rozwoju.

 

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację