Bezbronna armia

Przy wyborze dostawcy okrętów dla Marynarki Wojennej oprócz możliwości polskiego przemysłu należy wziąć pod uwagę realia budżetowe i ewentualne korzyści gospodarcze

Publikacja: 06.07.2012 03:02

Bezbronna armia

Foto: Rzeczpospolita

Red

Od kilku miesięcy trwa ożywiona dyskusja poświęcona ogłoszonej w marcu koncepcji rozwoju polskiej floty wojennej (temat ten był poruszany na łamach „Rzeczpospolitej").

Jak wiemy, zakłada on, że do 2030 roku polska marynarka ma otrzymać m.in. trzy okręty obrony wybrzeża, trzy okręty patrolowe i trzy okręty podwodne.

Obok kwestii liczebności jednostek i terminu wycofywania istniejących, znajdujących się obecnie w służbie, szczególne zainteresowanie powinno budzić umiejscowienie budowy nowych okrętów. Zwolenników ma zarówno opcja zakupu okrętów za granicą, jak i ulokowania produkcji w kraju.

Decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła, ale już dzisiaj wiemy, że – pomijając kwestie czysto wojskowe – zdecyduje ona najprawdopodobniej o losie polskiego wojskowego przemysłu okrętowego.

Jest sprawą oczywistą, że w czasach, gdy państwa redukują potencjał obronny, przy rozstrzygnięciu wspomnianej kwestii, oprócz możliwości polskiego przemysłu, należy wziąć pod uwagę realia budżetowe i ewentualne korzyści gospodarcze.

Warto pamiętać, że sfera obronności nie powinna ograniczać się tylko do kwestii czysto finansowych. Światowe trendy pokazują wyraźnie, że w kluczowych obszarach obronności powinno się dążyć do optymalnego poziomu samowystarczalności.

Polski przemysł obronny jest w stanie tworzyć (często z pomocą zagranicznych partnerów) najnowocześniejsze technologicznie wyroby. Przykładem mogą być polskie radary czy pojazdy opancerzone.

Na razie nie jesteśmy jednak gotowi do budowy tak skomplikowanych jednostek jak na przykład okręty podwodne. Samodzielne przeprowadzenie prac badawczo-rozwojowych pochłonęłoby miliardy złotych, a w dodatku bez gwarancji sukcesu. Wyjściem jest współpraca z partnerem bądź partnerami zagranicznymi, która nie ograniczyłaby się do montowania okrętów z dostarczonych uprzednio części, ale dzięki dostępowi do know-how pozwoliłaby na samodzielną produkcję nowoczesnych jednostek i przeprowadzania przyszłych remontów.

Współpraca z doświadczonym partnerem to także doskonała okazja do unowocześnienia polskiego przemysłu okrętowego, która może przynieść długofalowe korzyści gospodarcze. Przykładowo, upadająca Stocznia Marynarki Wojennej w Gdyni przy wsparciu odpowiedniego inwestora mogłaby z powodzeniem dostarczać polskim siłom morskim nowoczesne okręty. Renomowany współwłaściciel mógłby przynieść ze sobą nowoczesne systemy zarządzania spółką oraz odpowiednie technologie i własny marketing.

Niestety, dotychczasowe działania zmierzają raczej do unicestwienia zakładu, a nie wykorzystania posiadanego przezeń potencjału. Dlatego mam nadzieję, że przy podejmowaniu decyzji o umiejscowieniu budowy okrętów dla Marynarki Wojennej decydenci wezmą pod uwagę nie tylko kwestie czysto finansowe, ale także bezpieczeństwo państwa i interes polskiej gospodarki. Program modernizacji floty jest doskonałą szansą na jej unowocześnienie.

Autor jest publicystą, ekspertem militarnym, był rzecznikiem Marynarki Wojennej

Od kilku miesięcy trwa ożywiona dyskusja poświęcona ogłoszonej w marcu koncepcji rozwoju polskiej floty wojennej (temat ten był poruszany na łamach „Rzeczpospolitej").

Jak wiemy, zakłada on, że do 2030 roku polska marynarka ma otrzymać m.in. trzy okręty obrony wybrzeża, trzy okręty patrolowe i trzy okręty podwodne.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację