Michelle Obama emocjonalnie wezwała Amerykanów na konwencji demokratów w Charlotte, by ponownie zaufali jej mężowi powierzając mu na kolejne cztery lata misję odbudowy gospodarki USA po demonicznych, republikańskich ekscesach z czasów Busha
– Zmiana jest wolna, trudna i nie może być przeprowadzona od razu. Ale w końcu dojdziemy do celu. Na pewno – przekonuje amerykańska pierwsza dama. Czy Barack Hussein Obama rzeczywiście potrzebuje czterech lat, by wyciągnąć amerykańską gospodarkę z kryzysu? Czy może znacznie więcej czasu?
Gdy spojrzymy na prognozy gospodarcze przygotowane na początku kadencji (w 2009 r.) przez jego administrację, odniesiemy wrażenie, że dwie kadencje to dla Obamy za mało, by rozruszać amerykańską gospodarkę. W lutym 2009 r. ludzie Obamy przewidywali, że bez pakietu stymulacyjnego stopa bezrobocia sięgnie maksymalnie „alarmującego" poziomu 9 proc., a obecnie powinna wynosić około 6 proc. Pakiet stymulacyjny miał sprawić, że bezrobocie nie przekroczy 8 proc. a obecnie będzie wynosiło 5,5 proc.
Rzeczywistość po raz kolejny okazała się jednak ciekawsza od obamowego science-fiction: stopa bezrobocia za jego kadencji, pomimo wdrożenia pakietu stymulacyjnego, sięgnęła 10 proc., a obecnie jest zbliżona do 8 proc. Jedni mówią, że pakiet stymulacyjny był niepotrzebny, inni, że za mały. Faktem jest jednak, że prezydencka administracja poniosła fiasko na tym polu.
Obama składał również wiele innych szczytnych obietnic będących miodem na serce ciężko pracujących Amerykanów z klasy robotniczej Illinois. Np. rozliczenie winnych kryzysu i znaczne zacieśnienie regulacji na Wall Street. Regulacje skończyły się jednak na bardzo dziurawej ustawie Dodda-Franka i zapowiedziach dalszych działań, a spośród kryzysowych szwindlarzy skazany został jedynie Bernie Madoff. I trudno się temu dziwić: wszak wiele osób, których decyzje przyczyniły się do wybuchu kryzysu doradzało Obamie albo nawet wchodzi w skład jego administracji.