Nie chcę przez to powiedzieć, że „wskaźnik ubankowienia" nie jest ważny. Wręcz przeciwnie. Jest, bo pokazuje, jaki mamy dostęp do produktów finansowych, czy z nich korzystamy i czego się nauczyliśmy. Szkoda tylko, że nie pokazujemy, jak szybko banki ułatwiają swoim klientom dostęp do tych produktów. Jeszcze kilka lat temu rachunek w banku miała zaledwie połowa Polaków. Dziś kont osobistych mamy 27 milionów. Dorosłych Polaków jest około 31 milionów. Wydaje się więc, że osiągnęliśmy całkiem niezły wynik.
Cieszy mnie jednak co innego: znacząco ubyło nam kart kredytowych. Dziś mamy ich 6 milionów, czyli tyle samo, ile było w 2006 roku, przed największym karcianym boomem. W szczytowym okresie mieliśmy ich dwa razy więcej. Z czego się cieszę? Ano z tego, że już nie zachłystujemy się kartami kredytowymi i decydujemy się na nie wtedy, kiedy wiemy, do czego służą i jak powinno się ich używać. Podoba mi się też to, że banki poszły po rozum do głowy i przestały przysyłać karty kredytowe z przyznanym limitem, których można było od razu używać. A przysyłały nawet jeśli klient o nią nie prosił. Skończyło się ślepe śrubowanie wyniku.
A teraz druga strona. Według raportu PRNews.pl umowy zezwalające na logowanie się do banku online ma tylko trochę ponad 12 milionów osób. Dziś, w dobie powszechnego Internetu, taki dostęp powinni mieć wszyscy. Czy to kłopot zmienić tak umowy, by możliwość zawierania transakcji przez Internet mieli wszyscy? Nie wiem, może tak. Ale jeśli do banków zastosujemy tu wskaźnik „uczłowieczenia", biorąc pod uwagę to, ile jest rachunków osobistych a ile osób ma do nich dostęp przez sieć, to okaże się, że wynosi on ledwie 46 proc. Może trzeba kogoś zdopingować do działania?
Inna kwestia to aplikacje mobilne lub wersje „light" serwisu bankowego. Dziś korzysta z nich 2,5 miliona Polaków. To aż o 100 proc. więcej niż rok wcześniej. Dziwi więc to, że są jeszcze banki, które nie oferują swoim klientom aplikacji, a przynajmniej wersji strony bankowej dostosowanej chociażby do smartfonów. Niezbyt komfortowe jest korzystanie z bankowości internetowej przez telefon, gdy wyświetla się na nim strona dostosowana tylko do monitora komputerowego.
Namawiam więc te niezdecydowane banki: nie bójcie się „uczłowieczania". To może wam tylko przysporzyć klientów. Na pewno ich nie stracicie. Jeśli się nie dostosujecie, klienci mogą przejść do konkurencji. Proszę więc bankowców, aby, licząc swoich klientów, nie patrzyli na nich tylko przez pryzmat „wskaźnika ubankowienia". Nie bili się tylko o to, by nowi zakładali konta. Postarajcie się też zadbać o tych, których już macie.