Można powiedzieć, że minister, diabli wiedzą czemu, zapędził się na obszary ekonomii, gdzie – sądząc z cytowanych wypowiedzi – wydaje się całkowitym ignorantem. Że prezes, diabli wiedzą czemu, dał się zwabić na tereny polityki, od których – zgodnie z jego własnymi wypowiedziami – od dawna postanowił trzymać się z daleka. Że obaj, diabli wiedzą czemu, wciągnęli w paskudną sytuację ludzi, z którymi powinni współpracować (minister – rząd, prezes – Rada Polityki Pieniężnej), za co należy im się od wszystkich postawionych w tej trudnej sytuacji serdeczny kopniak. No i oczywiście można powiedzieć, że diabli wiedzą czemu, swoje idiotyczne rozmowy dali nagrać.
Zobacz specjalny raport: Afera Taśmowa
Nie sądzę jednak, by o ich rozmowach dało się powiedzieć to, co wszyscy chcieliby powiedzieć najbardziej – że oznaczały one piekielne złamanie prawa albo naruszenie niezależności banku centralnego. Najważniejsze nie jest bowiem to, jak głupie scenariusze polityczne formułuje minister ani jak wiele ciepłych słów ma do powiedzenia o RPP prezes. Najważniejsze jest to, co znalazło się na marginesie całej afery: bardzo zasadne pytanie, w jaki sposób bank centralny powinien współpracować z rządem w celu utrzymania stabilności finansowej kraju.
Prezes Belka mówił o tym, że NBP powinien posiadać bardziej skuteczne narzędzia interwencji w obronie złotego w sytuacjach kryzysowych. Narzędziem takim jest przede wszystkim sprawny, nieograniczony skup obligacji rządowych w sytuacji, gdyby państwu groziła finansowa zapaść. NBP takiego cudu w swoim arsenale nie ma – podczas gdy mają go i Fed, i Bank Anglii, i Bank Japonii, dzięki czemu nawet w sytuacji kryzysowej nikomu do głowy nie przychodzi myśl o bankructwie USA czy Wielkiej Brytanii.
Z tym że narzędzie takie jest w niespokojnych czasach naprawdę potrzebne, można się zgodzić (co nie oznacza, że zgadzają się z tym wszyscy – część ekonomistów twierdzi, że istnienie takiej siatki ratunkowej dla rządów będzie je zachęcać do mniej odpowiedzialnej polityki finansowej). Diabeł tkwi jednak w szczegółach – a mianowicie w tym, kiedy takiego narzędzia wolno użyć. Minister Sienkiewicz sugerował, że może ono służyć zwiększaniu szans wyborczych rządu. Prezes Belka w otwarty sposób nie zaprotestował (o co można mieć do niego grube pretensje), ale chyba myślał raczej o sytuacjach prawdziwego kryzysu finansowego, a nie o kampanii wyborczej.