Wiadomo, spadek cen – a obecnie w bankach mamy właśnie relatywnie niskie ceny i przed nami, jak twierdzą eksperci, kolejne obniżki – konsumenta nigdy nie martwi. No, chyba że jest jednocześnie inwestorem i ma akcje banku albo dla banku pracuje. Tak, czy inaczej, dziś konsumentem jest być jakby łatwiej. Ktoś powie, że indeks WIG-Banki na warszawskiej giełdzie jest od roku z nawiązką na sporym plusie i akcje instytucji dały zarobić i starszym inwestorom. Prawda. Z drugiej strony banki łączą się i ich kursami rządzą również przejęcia. O słabości raczej, a nie o sile, świadczą wspólne projekty z sieciami komórkowymi: pod logo telekomu, choć projekt jest „powered by" bank. W końcu mniejsze czy słabiej dozorowane instytucje znikają.
Nie oznacza to rzecz jasna, że dziś oferty banków są bez wyjątku atrakcyjne i trzeba brać pieniądz, który nam oferują owe instytucje pełnymi garściami. Wiadomo: gdzie przecena – jest i haczyk. Warunki dodatkowe małym druczkiem, czy – jak kto chce – gwiazdki z przypisem „nie dotyczy". Bank cwana gapa stratę tu nadrobi podwyżkami tam albo nową silnie reklamowaną ofertą dla Kowalskiego, któremu właśnie rozrosła się rodzina. Bank mniej doda do lokaty, ROR, a może pogorszy warunki obsługi kredytu w plastikowej karcie. Poza tym, jeśli dziś jest tanio, to branży przyjdzie się od dna w pewnym momencie odbić i stopy międzybankowe, które rządzą ratą kredytową na dom – powędrują w górę. Warto policzyć, czy i wtedy stać nas będzie na życie z kredytem z Anno Domini 2014.