Aby się jednak tam znalazła, trzeba pokonać administracyjne przeszkody. O ile nasi wytwórcy z powodzeniem dotrą do zagranicznych konsumentów na rozlicznych targach i prezentacjach, o tyle już z załatwieniem formalnych pozwoleń na eksport jest gorzej. Po to jednak mamy resort gospodarki i wydziały promocji i handlu przy ambasadach za granicą, aby wszelkie furtki pootwierały.

Niestety, w praktyce jest tak, że resort typuje kierunki i przygotowuje analizy, ale z konkretną pomocą dla naszych wytwórców urzędnikom idzie gorzej. Niedawno miałam okazję być w Ałmaty w Kazachstanie, jednym z krajów, który znalazł się na liście najważniejszych odbiorców polskich towarów na Wschodzie. Postanowiłam odszukać polską placówkę dyplomatyczną i zapytać, jak rozwija się wymiana pomiędzy naszymi krajami. Willa na obrzeżach miasta okazała się trudno dostępna dla gości. Przywitał mnie pies, który zareagował na dzwonek do bramy. Gdy wyszedł do mnie przedstawiciel placówki, niewiele miał do powiedzenia o konkretnych działaniach na rzecz wsparcia polskich wytwórców. Dysponował zestawem reklamowych gadżetów, które wyprodukowano w ramach promocji polskich towarów.

W samolocie spotkałam dwóch polskich przedsiębiorców – wracali z podróży po Azji, dokąd wybrali się, aby znaleźć odbiorców swoich towarów. Zapytałam, czy odwiedzili polskie placówki dyplomatyczne. – A po co – usłyszałam od nich. – Poza słowami niewiele z takich spotkań wynika, jeśli w ogóle uda się do nich doprowadzić.

Może zamiast specjalizować się w programach i analizach urzędnicy zejdą do ludzi i zaczną im realnie pomagać w dostarczaniu towarów na zagraniczne rynki, choćby poprzez załatwienie formalnych pozwoleń? Z logistyką producenci sobie poradzą.

Elżbieta Glapiak