Od kilku lat wzrasta zainteresowanie inwestorów zagranicznych z branży IT naszym krajem. Powodów jest kilka: atrakcyjne warunki do prowadzenia biznesu, dobra infrastruktura, odpowiednia znajomość języków obcych, bliskość kulturowa do Zachodu i komfortowa strefa czasowa. A na dodatek stosunkowo niskie koszty usług i wciąż atrakcyjne stawki specjalistów w porównaniu z tymi na Zachodzie.
Warto również podkreślić, że polscy programiści są w trójce najlepszych nacji w tej dziedzinie na świecie zaraz po Chińczykach i Rosjanach. To powoduje, że klimat do biznesowego rozwoju nowych technologii jest sprzyjający. Wszystko wskazuje na to, że koniunktura będzie się utrzymywać i kolejni inwestorzy zawitają nad Wisłę.
Ale jest też i negatywna strona tej sytuacji. Pogłębia się luka kompetencyjna i popyt jest znacznie większy niż dostęp do specjalistów o odpowiednich umiejętnościach. Badania pokazują, że do 2020 roku zabraknie w Polsce aż 50 tys. programistów. W Wielkiej Brytanii liczba wakatów przekroczy 75 tys., a niepewność związana z brexitem pogłębi problem. W skali całej Europy wakatów będzie blisko 900 tys.
Bootcampy jak w wojsku
Niedobór na rynku spędza sen z powiek działom HR, Talent Acquisition i IT. Cele rosną z roku na rok, a firmy nie są w stanie wypełnić ultranowoczesnych biurowców specjalistami pomimo atrakcyjnych benefitów, pakietów wakacyjnych, a nawet programów opcji na udziały firm.
W tej sytuacji z pomocą przyszły alternatywne formy kształcenia, które miały swój początek w USA mniej więcej osiem lat temu i nazwane zostały bootcampami na wzór programów treningowych znanych z amerykańskiego wojska. Mają swoje odpowiedniki w Polsce.