23 kwietnia 2015 r. na łamach „Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł prezesa mBanku pana Cezarego Stypułowskiego, w którym autor odnosi się do sporu z konsumentami toczącego się od 2009 r., który był przedmiotem postępowania grupowego, a znajdzie swój finał przed Sądem Najwyższym rozpoznającym skargę kasacyjną banku.
W tym sporze miejski rzecznik konsumentów jest reprezentantem grupy 1247 konsumentów. Zatem skoro prezes mBanku zabiera głos na łamach ogólnopolskiego dziennika, uznałam, że nie może w tej dyskusji zabraknąć głosu konsumentów, których jako rzecznik reprezentuję już od pięciu lat.
Choć ani ja jako rzecznik, ani prezes banku nie jesteśmy jako strony w sporze obiektywni, czytelnicy „Rzeczpospolitej" – konsumenci i przedsiębiorcy – muszą mieć zagwarantowaną możliwość dokonywania własnych ocen. A do tego konieczne jest poznanie stanowiska drugiej strony, zwłaszcza że w ostatnim czasie tego typu spory między konsumentami a przedsiębiorcami pojawiają się coraz częściej, i to nie tylko w kontekście kredytów frankowych.
To już sześć lat
W sprawę sporu konsumentów tzw. starego portfela z BRE Bankiem dotyczącego kwestii oprocentowania jestem zaangażowana od 2009 r., początkowo działałam na rzecz indywidualnych konsumentów. Wówczas to konsumenci zorientowali się, że bank wedle sobie tylko znanych kryteriów oblicza i pobiera od nich raty kredytu. Jako reprezentant grupy uczestniczę w tym sporze od kwietnia 2010 r., gdy po raz pierwszy konsumenci zwrócili się do mnie z wnioskiem o reprezentowanie ich praw w sporze z bankiem. Z pełnym przekonaniem 20 grudnia 2010 r. złożyłam do Sądu Okręgowego w Łodzi pozew w imieniu 776 konsumentów.
Zgadzam się ze stwierdzeniem prezesa Stypułkowskiego, że sprawa ma charakter precedensowy. Przede wszystkim konsumenci, stając tak liczną grupą przed sądem, poczuli, że zagwarantowana przez prawo równość stron w relacjach konsumenta z przedsiębiorcą, nawet tak dużym jak bank, ma wymiar realny.