JSW zanotowała w I kwartale 196,7 mln zł straty netto, przy przychodach sięgających 1,81 mld zł.
To przede wszystkim efekt zmniejszonego wydobycia, co spowodowane było strajkiem załogi na przełomie stycznia i lutego. Ale nie tylko. Okazuje się, że węglowej spółce nie udało się utrzymać premii wobec światowych cen węgla. Do tej pory JSW sprzedawała swój węgiel koksowy po cenach wyższych niż wynosił światowy benchmark. W I kwartale po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z dyskontem i to bardzo wyraźnym. W I kwartale średnia cena węgla koksowego w JSW wyniosła 111 USD/t, podczas gdy benchmark sięgał 117 USD/t.
Wiadomo już, że w całym roku zarządowi firmy nie uda się zaoszczędzić tyle, ile pierwotnie zakładano. Jeszcze przed wybuchem strajku zarząd przekonywał, że wdroży inicjatywy dające w sumie nawet 1,97 mld zł oszczędności. Po porozumieniu z górniczymi związkami zawodowymi te plany mocno się skurczyły. W efekcie spółka może zaoszczędzić maksymalnie 1,13 mld zł. Do dziś udało się z tego zrealizować już około 800 mln zł. Wydaje się, że to jednak wciąż zbyt mało, by wyprowadzić spółkę na prostą i wyciągnąć ją z głębokich strat.
Nowy prezes JSW Edward Szlęk ma jasną wizję tego, w którym kierunku powinna zmierzać spółka. Więcej węgla koksowego najwyższej jakości, a jak najmniej energetycznego, który tak trudno dziś uplasować na rynku. Zapowiada też dalszą walkę z kosztami. Szacuje, że w ciągu dwóch – trzech lat spółce uda się obniżyć koszty wydobycia do 80 USD/t. Problem w tym, że cięcie kosztów w górnictwie nie jest łatwym zadaniem. Z jednej strony nie można całkowicie zrezygnować z nakładów inwestycyjnych, bo za kilka lat okaże się, że w kopalniach nie ma nowych frontów wydobywczych i nie ma czego fedrować. Z drugiej strony, każda próba przycięcia kosztów pracowniczych kończy się sprzeciwem związków zawodowych. Ale nie podcinajmy skrzydeł nowemu prezesowi. Może akurat jemu uda się zrealizować w JSW wszystkie plany.