Warto kupić zawodnika

W sporcie globalizacja jest czymś oczywistym. Drużyny kupują zawodników, trenerów, masażystów i menedżerów z zagranicy. Jeśli lepsze wyniki są warte swojej ceny, to dlaczego nie.

Publikacja: 26.07.2015 08:27

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

W biznesie jest podobnie. W swoim czasie spektakularny był wybór Francuza Carlosa Ghosna na szefa Nissana, czy Tidjane Thiama z Wybrzeża Kości Słoniowej, z doświadczeniem francuskim i brytyjskim, na szefa największego banku Szwajcarii Credit Suisse. Ale podobnych przykładów są na świecie są setki i tysiące. Nawet w konserwatywnej do bólu Japonii pęka szklany sufit nad głowami zagranicznych finansistów w sektorze bankowym i funduszy inwestycyjnych.

Kilka znamiennych przykładów pochodzi z instytucji niekomercyjnej, państwowej, mianowicie z banku centralnego. Szefem Banku Izraela był Stanley Fisher, Amerykanin, szefem Banku Indii kilka lat temu został też wybitny ekonomista amerykański, Raghuram Rajan, szefem Banku Anglii jest Mark Carney - Kanadyjczyk. Wszyscy już po kilkunastu miesiącach mogli pochwalić się sukcesami, jak nie w zwalczaniu inflacji, to w stabilizacji systemu finansowego, czy  wzrostem gospodarczym w kraju.

Także nasi wschodni sąsiedzi aktywnie korzystają z cudzoziemców. Gubernatorem Odessy został  były prezydent Gruzji, a jego zastępcą będzie córka premiera Rosji Jegora Gajdara. Ministrem finansów została pani bankier inwestycyjny z USA, ministrem gospodarki  Litwin.

Co cudzoziemcy  potrafią, czego „nasi" nie umieją?  Otóż, wcale nie tak dużo. Myślę, że wiedza wielu polskich menedżerów jest porównywalna z wiedzą cudzoziemców. Poglądy czy preferencje też nie muszą się bardzo różnić. Z badań  Adeli Barabasz i Małgorzaty Szpringiel z Uniwersytetu Wrocławskiego wynika, że w poglądy menedżerów korporacji międzynarodowej - cudzoziemców i Polaków - są dość podobne.  Cudzoziemcy preferują częściej demokratyczny styl zarządzania, Polacy są bardziej wścibscy. Cudzoziemcy deklarują nieco  więcej ogólnej wiary w siebie, Polacy wiary w swoje umiejętności. Cudzoziemcy jeśli chodzi o kwestie strategiczne bardziej doceniają jakość produktu, Polacy innowacyjność, ale nie są to różnice dojmujące.

Nie ma powodu by w masie „nasi" albo „tamci"  byli lepsi. W każdej grupie są lepsi i gorsi menedżerowie, zdolniejsi i mniej zdolni. Ale jeżeli komuś zależy na optymalnym doborze kadry kierowniczej, to lepiej czerpać z większego niż mniejszego rezerwuaru, szukać dodatkowej wiedzy i bogatszej mieszanki kulturowej.

Dodatkowe argumenty na rzecz zatrudniania cudzoziemców pojawią się tam, gdzie chodzi o wysokich urzędników, ministrów, szefów państwowych agencji.  Tu mają znaczenie i obciążeniem mogą się okazać doświadczenia i cechy związane nie z wiedzą, lecz z kulturą zarządczą, nawykami, zwyczajami.  O ile biznesmeni szybko się musieli uczyć i czerpali pełnymi garściami z tego co zagranicą (od zmywaka do Harvarda), o tyle urzędnicy często wychowywali się, bądź weszli  do państwowych instytucji obciążonych przez wiele lat negatywną selekcją. Tam gdzie panują ukształtowane przez dziesiątki lat klimaty, zaprzeczające efektywności i sprawności zarządzania.

W Polsce w  biznesie  spotykamy cudzoziemców i Polonusów. W urzędach i ministerstwach - poza Jackiem Rostowskim - nikt nie przychodzi mi do głowy. Przeciwnie, w ostatnich latach idea konkursów została wygwizdana i skompromitowana, a szefów spoza konkursu, ale obdarzonych syndromem BMW (Bierny, Mierny ale Wierny)  utrzymywano latami na ważnych stanowiskach, na których po swojemu decydowali o wydawaniu milionowych funduszy. Korpus cywilny jest trupem, wiele nominacji jest układowych do bólu, albo po prostu wynika z nepotyzmu i korupcji politycznej.

Sporo wskazuje, że za kilka miesięcy w spółkach państwowych, urzędach, ministerstwach i agencjach odbędzie się wietrzenie kadrowe. Ciekawe czy pojawią się cudzoziemcy. W każdym razie  w ciągu kilku czy kilkunastu tygodni po wyborach, będziemy już wiedzieli, czego można się spodziewać w następnych czterech latach.

W biznesie jest podobnie. W swoim czasie spektakularny był wybór Francuza Carlosa Ghosna na szefa Nissana, czy Tidjane Thiama z Wybrzeża Kości Słoniowej, z doświadczeniem francuskim i brytyjskim, na szefa największego banku Szwajcarii Credit Suisse. Ale podobnych przykładów są na świecie są setki i tysiące. Nawet w konserwatywnej do bólu Japonii pęka szklany sufit nad głowami zagranicznych finansistów w sektorze bankowym i funduszy inwestycyjnych.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację