Jubilerzy od wielu pokoleń

Znani są głównie z salonów z biżuterią W.Kruk, jednak nad tą spółką stracili kontrolę już kilka lat temu. Mimo to wciąż są obecni na jubilerskim rynku, pracują również nad kolejnymi projektami.

Aktualizacja: 30.07.2015 22:21 Publikacja: 30.07.2015 22:00

Foto: Rzeczpospolita

Mało który ród biznesowy jest w stanie wykazać się korzeniami sięgającymi aż XIX wieku. W przypadku Kruków jest to 1840 r., kiedy w Poznaniu Leon Skrzetuski uruchomił firmę jubilerską zajmującą się wytwarzaniem naczyń liturgicznych oraz biżuterii. Później jej prowadzenie przejął jego siostrzeniec Władysław Kruk i od tej pory firma już na stałe była związana z przedstawicielami tej rodziny.

Jako kolejny na czele wciąż skromnego – z dzisiejszej perspektywy – biznesu stanął syn Władysława, Henryk. Na ten okres przypada czas II wojny światowej. Henryk Kruk dwa lata spędził w obozach i więzieniach. Po wojnie firma straciła lokal, a zakład trafił do piwnicy rodzinnego domu.

Nowy lider rodzinnego biznesu

W 1974 r. prowadzenie biznesu przejął Wojciech, czyli najbardziej znany przedstawiciel rodu. Firma szybko się rozwijała, otwierała salony w kolejnych miastach – flagowy znajdował się w Poznaniu. W 1996 roku jej stery przejął Jan Rosochowicz, który kierował nią kilkanaście lat.

W biznesie jubilerskim działała też siostra Wojciecha, Ewa Kruk-Cieślik, która uruchomiła na Śląsku kilka sklepów. Ostatecznie jednak wycofała się z branży, a jej butiki trafiły do sieci W.Kruk w zamian za kilka procent akcji spółki. Ta odnoga rodziny nadal jest z biznesem związana – syn Ewy, Paweł Cieślik, długo był szefem marki W.Kruk, a po odejściu z Vistuli zaangażował się w nowe projekty rodziny.

Z kolei drugi syn Ewy, Bartłomiej, pięć lat pracował dla Omegi w Szwajcarii, Australii, Hongkongu i Londynie, ale dziś nie jest już związany z branżą.

Rodzina Kruk pracuje dziś również nad nowymi pomysłami, ale na razie skrzętnie je ukrywa. – Nie chcę jeszcze na ten temat mówić – ucina Wojciech Kruk.

Zawsze działał na wielu frontach – zajmował się polityką, był przez trzy kadencje senatorem. Jest też znanym miłośnikiem golfa, udziela się w organizacjach biznesowych, m.in. Wielkopolskiej Izbie Przemysłowo-Handlowej oraz Polskiej Radzie Biznesu.

W.Kruk rozwijał się doskonale – firma weszła w 2002 roku na giełdę, przejęła też włoską markę odzieżową Deni Cler sprzedającą luksusową odzież damską. Jednak początkowo kapitalizacja W.Kruk była bardzo niska – wyniki nie były rewelacyjne, branża jubilerska w Polsce przeżywała wtedy ciężki okres. Inwestorzy coraz bardziej się niecierpliwili, kurs dołował, a nowe projekty dokładały kolejnych problemów.

Nie pomogło też uruchomienie marki odzieżowej Mia Piu, która mimo milionowych inwestycji nie przyjęła się na rynku. Miała to być nowa wersja dochodowego Deni Cler w wydaniu dla młodszej i mniej konserwatywnej klienteli. – Zrobiliśmy to za wcześnie, rynek nie był gotowy. Teraz byłby to wielki sukces – mówi dzisiaj Wojciech Kruk.

Wycofał się z bieżącego zarządzania firmą, wystarczyło mu stanowisko przewodniczącego rady nadzorczej. Nie oznacza to jednak, że usunął się z życia spółki. Jego pomysłem był krzemień pasiasty, który z żoną Ewą wypatrzył podczas pobytu w Sandomierzu. Spodobał się – wciąż można go kupić w salonach firmy, i był to jeden z jej hitów. Firma nie nadążała z produkcją tej kolekcji, tym tropem poszli też inni producenci biżuterii.

Prestiż i szacowny wizerunek

Chociaż na rynku jubilerskim szybko liderem został Apart, W.Kruk zawsze plasował się w czołówce marek uważanych za szczególnie prestiżowe. Firma inwestowała w tworzenie autorskich kolekcji biżuterii z udziałem sztabu projektantów, którzy równolegle budowali swój wizerunek na rynku – najlepszym przykładem jest doskonale dzisiaj znana Anna Orska.

To właśnie W.Kruk był też polskim przedstawicielem najbardziej renomowanych marek, takich jak Omega czy Rolex. Jeśli chodzi o Omegę, zegarki tej szwajcarskiej marki pojawiły się w salonie firmy już po I wojnie światowej.

Interesy szły coraz lepiej, firma była dobrze znana także na europejskim rynku. Marki luksusowe chętnie rozmawiały o potencjalnych szansach wejścia do Polski, a te jubilerskie zaczynały negocjacje zazwyczaj od W.Kruk. Zyski rosły, firma zapowiadała kolejne projekty, chciała wprowadzić na giełdę Deni Cler. Prospekt emisyjny spółki zdążył już nawet trafić do Komisji Nadzoru Finansowego, ale rynek te plany zweryfikował.

Wróg u bram, czyli wrogie przejęcie

Do prawdziwej rewolucji doszło w 2008 r., a atak przyszedł z niespodziewanej strony. Na początku maja wezwanie na 66 proc. akcji spółki (rodzina zeszła już poniżej 30 proc. udziału w kapitale) ogłasza Vistula & Wólczanka. To pierwsze zrealizowane na polskim parkiecie wrogie przejęcie – ówczesny prezes Vistuli Rafał Bauer nie kontaktował się z rodziną Kruków przed ogłoszeniem wezwania, dlatego emocje były ogromne. W mediach temat nie schodził z nagłówków przez wiele tygodni.

Rafał Bauer zapowiadał, że wokół spółki Vistula & Wólczanka, dzięki W.Kruk i innym przejęciom, zbuduje holding na wzór francuskiego LVMH, czyli lidera rynku towarów luksusowych na świecie, do którego należą takie marki, jak Fendi, Louis Vuitton, Bulgari czy Givenchy.

Panowie regularnie przerzucali się w mediach zarzutami o nieuczciwość, oderwanie od realiów, ale Vistula podniosła oferowaną cenę za akcję i ostatecznie nawet rodzina Kruków odpowiedziała na wezwanie, pozbywając się niemal wszystkich swoich papierów. Wcześniej rodzina próbowała zbudować alternatywną ofertę dla inwestorów, ale ostatecznie W.Kruk został przejęty za niemal 300 mln zł.

Wojciech Kruk mocno całą sytuację przeżył, ale wkrótce nadarzyła się okazja do przynajmniej częściowego wyrównania rachunków. Akcje Vistuli zaczął skupować właściciel Almy Market Jerzy Mazgaj. Do akcji przyłączył się Wojciech Kruk i ostatecznie w sojuszu przejęli kontrolę nad Vistulą, choć w sumie mieli kilkanaście procent akcji. Nie było zaskoczeniem, że prezes Rafał Bauer szybko stracił posadę.

Współpraca nowych partnerów w Vistuli nie układała się jednak zbyt dobrze. Rodzina Kruków zrezygnowała z prawa do obsadzenia miejsca w radzie nadzorczej, nie brała udziału w kolejnych emisjach akcji, stąd jej zaangażowanie w kapitale spadło poniżej 5 proc. Dzisiaj nadal nie chce komentować tej sytuacji.

Powrót do biznesu

Rozbrat z jubilerstwem nie trwał jednak długo. W 2012 r. rodzina wróciła do gry, uruchamiając pierwsze sklepy z biżuterią pod marką Ania Kruk. Twarzami przedsięwzięcia zostało najmłodsze pokolenie – Anna Kruk-Vinas jako dyrektor artystyczna oraz Wojciech Kruk jr odpowiadający za kwestie finansowe i organizacyjne marki.

To już inne podejście do biżuterii – na dużą skalę wykorzystywane alternatywne materiały, dotychczas zupełnie niekojarzące się z takim asortymentem, jak choćby silikon, żywica czy inne tworzywa sztuczne.

– W nowej kolekcji wykorzystywane są już metale szlachetne, ale ciągle w połączeniu z nowoczesnymi. Wzornictwo też jest zupełnie inne od klasycznego jubilerstwa – dodaje Wojciech Kruk.

Firma zadebiutowała w czerwcu 2012 r., otwierając pierwszy butik w poznańskim centrum handlowym Stary Browar. Dziś ma już dziesięć butików, w tym na prestiżowej warszawskiej ulicy Mokotowskiej, przy której salony uruchamiają głównie polskie marki. Prowadzi także sklep internetowy.

– Nie można powiedzieć, żebyśmy kierowali się tylko do młodych odbiorców. Obecnie konsumenci poszukują zarówno biżuterii zgodnej z najnowszymi trendami w modzie, jak i przystępnych cen – mówi Anna Kruk-Vinas.

Na razie zapowiada spowolnienie ekspansji, co jest związane z zaangażowaniem rodziny w inne projekty biznesowe. Zresztą, jak mówił przy uruchamianiu firmy Wojciech Kruk jr, już wtedy zgłaszali się do założycieli inwestorzy zainteresowani zaangażowaniem w ten projekt. – Mamy środki własne na kolejne sklepy i na razie nie potrzebujemy wsparcia – mówi Wojciech Kruk jr.

Senior rodu zawsze powtarzał, że jego marzeniem jest to, by jedno z dwójki dzieci wygrało konkurs na eksponowane stanowisko w rodzinnej firmie. Oboje szybko zaczęli poznawać jej działanie od podstaw i w wolnym czasie pomagali w sklepach. Choć W.Kruk rozwija się już pod innym sztandarem, rodzina z branży nie odchodzi i na pewno jeszcze nieraz zaskoczy.

Jak zmienić polskie prawo

„Misja POLSKA" to wspólna akcja „Rzeczpospolitej" i polskich przedsiębiorców, której celem jest reforma państwa na podstawie doświadczenia i potencjału prywatnych przedsiębiorstw. Jeśli prowadzisz firmę z polskim kapitałem i na bazie swoich doświadczeń wiesz, co  warto zmienić w polskim prawie, aby firmy rodzime mogły swobodnie konkurować z firmami zagranicznymi, przyłącz się do „Misji POLSKA". Na bazie postulatów zgłoszonych przez przedsiębiorców Rada Programowa opracuje białą księgę, którą po wyborach redakcja przekaże nowemu rządowi.

Mało który ród biznesowy jest w stanie wykazać się korzeniami sięgającymi aż XIX wieku. W przypadku Kruków jest to 1840 r., kiedy w Poznaniu Leon Skrzetuski uruchomił firmę jubilerską zajmującą się wytwarzaniem naczyń liturgicznych oraz biżuterii. Później jej prowadzenie przejął jego siostrzeniec Władysław Kruk i od tej pory firma już na stałe była związana z przedstawicielami tej rodziny.

Jako kolejny na czele wciąż skromnego – z dzisiejszej perspektywy – biznesu stanął syn Władysława, Henryk. Na ten okres przypada czas II wojny światowej. Henryk Kruk dwa lata spędził w obozach i więzieniach. Po wojnie firma straciła lokal, a zakład trafił do piwnicy rodzinnego domu.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację