W tym bowiem przypadku stosunek strat do zysków nie jest dwukrotny, ale wielokrotny.
Wiedzą o tym wszyscy. Ale mało kto ma odwagę głośno przyznać, że w interesie nas wszystkich leży to, by ministrowie zarabiali tyle, ile powinni zarabiać właśnie ministrowie – ludzie decydujący o kluczowych obszarach 40-milionowego państwa. To nie menedżerowie średniego szczebla w prywatnej korporacji. To samo dotyczy prezydenta, pierwszej damy, premiera. Jeśli na tych ludzi Polacy się zdecydowali, jeśli powierzamy im gigantyczną odpowiedzialność, to płaćmy im za to odpowiednie pensje. Przecież jest to kwestia elementarnej uczciwości i odpowiedzialności za własne decyzje.
Na początku tego roku apelowałem na tych łamach do ustępującej ekipy, by taniego państwa nie zastępować państwem dziadowskim. Nie podziałało. Apeluję więc do dziś przychodzącej ekipy – zadbajcie o nas i podnieście sobie pensje. Nie w swoim interesie, ale w interesie nas wszystkich. Po to, byśmy przestali mieć do czynienia z sytuacją, w której prezes banku przechodzący na stanowisko wicepremiera zyskuje sobie opinię kogoś w rodzaju „Siłaczki" rodem z Żeromskiego. Musimy mieć ministrów najlepszych z możliwych, a nie tylko takich, którzy decydują się pracować dla idei – szczególnie że tych ostatnich jest mało.
Jeśli chcemy sprawić, by udział w rządzie był równaniem w górę, by był aspiracją dla najlepszych, to stwórzmy im do tego warunki. Nie chodzi o to, by ich uwodzić kosmicznymi zarobkami. Chodzi o to, by zarobki ministra były porównywalne przynajmniej z zarobkami jego asystentki. Dziś zaś pensja ministra polskiego rządu oscyluje w granicach – okrytej złą sławą wśród szefów firm transportowych – niemieckiej płacy minimalnej.
Może się to komuś podobać albo nie, ale żyjemy w takich czasach, w których pieniądze są istotne także dla budowy prestiżu, wizerunku oraz pozycji zarówno własnej, jak i państwa. A wspomniani kluczowi decydenci zarabiają tyle samo co osoba dysponująca niewielkim budżetem i mająca pod sobą kilku pracowników. Przy całym szacunku dla ciężkiej pracy, ale chcemy chyba, by do rządu szli ludzie doświadczeni, by była to kariera dla najlepszych, a nie szansa na wybicie się dla przeciętnych?