Rz: Kilka tygodni temu byliśmy świadkiem zamachów terrorystycznych w Tajlandii, ich celem były miejscowości turystyczne. Czy w Thai Airways odczuliście w związku z tym spadek rezerwacji?
Charamporn Jotikasthira: Nie widzimy negatywnego wpływu tych zdarzeń na poziom rezerwacji, a zazwyczaj jest tak, że pasażerowie reagują natychmiast. Tym razem tak nie było. Przez cały sierpień, a także we wrześniu, mimo że nie jest to w naszym kraju środek sezonu, samoloty są niemal pełne. Obłożenie wynosi ponad 90 proc. W naszym wypadku jednak autorem zamachów nie były organizacje z zewnątrz, to opozycja starała się w ten sposób zdyskredytować politykę rządu, który zresztą w tym wypadku poradził sobie ze skutkami tych działań.
Jak w takim razie wygląda ruch w drugą stronę? Czy był dołek w rezerwacjach do Europy po zamachach w Paryżu na na Lazurowym Wybrzeżu?
Był spadek, nie więcej jednak niż o ok. 4 procent w ciągu jednego miesiąca, biorąc pod uwagę wszystkie rejsy europejskie. Chociaż nie ukrywam, że kiedy kilka dni temu usłyszałem o nowej bombie w Brukseli, byłem poważnie zaniepokojony. Bo nie mamy gwarancji, że to się nie powtórzy. Moim zdaniem na biznes lotniczy większy wpływ będzie miał Brexit i deprecjacja funta. Już widzimy większe zainteresowanie Azjatów podróżami do Wielkiej Brytanii, ale i zmniejszenie popytu ze strony Brytyjczyków. Na razie planujemy zwiększenie liczby rejsów na trasie Bangkok–Londyn do dwóch dziennie.
Przeprowadził pan restrukturyzację Thai Airways, które są linią państwową. Jakie były największe wyzwania, którym musiał pan sprostać?