Ta niepewność będzie się jeszcze utrzymywać przez pewien czas, przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, w wyborach biorą udział kandydaci, którzy są mało przewidywalni dla rynków. O dozie tej niepewności świadczy przede wszystkim ich "skandaliczne" zachowanie podczas kampanii, wypowiedzi – często szokujące opinię publiczną – jak również brak doświadczenia w rządzeniu państwem, co nie pozwala nam ocenić, jak "poważnie" będą się zachowywać po wyborach prezydenckich. To powoduje, że rynki są bardzo nieufne w stosunku do nich i będą silnie reagować na wszystkie nowe informacje dochodzące z USA. Po drugie, historycznie rynki finansowe gorzej oceniają kandydatów nowych, którzy nie startują w tzw. re-elekcji, właśnie ze względu na niepewność dotyczącą przyszłości kraju. Licząc od 1928 r. S&P 500 średnio tracił ok. 2,8 proc. w roku elekcyjnym, kiedy w wyborach startują nowi kandydaci, w porównaniu do średnich wzrostów ok. 12,6 proc., gdy w roku elekcyjnym startuje obecny prezydent starający się o re-elekcję (dane z Merill Lynch BoF). Dlatego też należy oczekiwać, że nawet po rozstrzygnięciu wyborów rynki przez pewien czas będą jeszcze nerwowo reagowały, dopóki nie będą w stanie "przejrzeć" kandydata, ocenić jego "potencjał" i "powagę" w rządzeniu państwem.