O zjawisku pisał Adam Krzyżanowski i – co nie powinno nie mieć dziś znaczenia – endek Roman Rybarski. No, ale dzisiejsi endecy starych endeków nie czytają – tak samo zresztą jak marksiści Marksa. Kierują się naukami Keynesa – nie będą przecież niewolnikami teorii dawno zmarłych ekonomistów.
Więc przypomnijmy: „Państwo, obciążając pewne kategorie osób, eo ipso wzbudza wśród opodatkowanych dążność umniejszenia ciężaru podatkowego, a bezpośrednim odruchem opodatkowanego jest zamiar podniesienia ceny towaru lub usług, które sprzedaje".
Ale mistrzowie Excela z Ministerstwa Finansów wiedzą lepiej. Jak wpisali do niego stawkę podatku bankowego, to im Excel pokazał, że wpływy z niego wyniosą 5,5 mld zł. Tymczasem do końca listopada wpłynęło tylko 3,15 mld zł. W skali całego roku było to może 3,5 mld zł – czyli niespełna 65 proc. planu.
Ale za to po 11 miesiącach 2016 r. zysk netto sektora bankowego przekroczył 13 mld zł – był więc o ponad 20 proc. wyższy niż rok wcześniej. Banki podwyższyły marże produktów i usług – przede wszystkim kredytów hipotecznych – i zaczęły pobierać różne nowe opłaty. Przed wprowadzeniem podatku średnia marża kredytu hipotecznego wynosiła 1,72 proc., a w 2016 r. urosła do 2,10 proc. Pojawiły się prowizje i opłaty za wypłatę gotówki z bankomatu, obniżono oprocentowanie depozytów. Postąpił w ten sposób również PKO BP kontrolowany przez Skarb Państwa – jak się okazuje, w takich sprawach kapitał jednak nie ma narodowości.
We współczesnych społeczeństwach demokratycznych fakt przerzucalności podatków jest raczej skrywany. Być może dlatego, żeby społeczeństwo większością głosów nie zażądało redukcji podatków. W demokracji do władzy dochodzą politycy przekonujący biedniejszą większość o konieczności opodatkowania bogatszej mniejszości. Zważywszy jednak, że wszystkie podatki są przerzucalne, głosowanie przez biednych za wyższym opodatkowaniem bogatych jest równoznaczne z opodatkowaniem samych siebie. Zrozumiawszy to, biedniejsza większość musiałaby zasadniczo zrewidować swoje preferencje wyborcze.