Chorzy nadal mają nadzieję

Ponad pół tysiąca osób na Mazowszu czeka na przeszczep. Od aresztowania dr. Mirosława G. w warszawskich szpitalach lekarze wykonali jedynie dwie transplantacje. Zaplanowanych było kilkanaście

Publikacja: 23.03.2007 00:01

Artur Kuśmider ma 38 lat. Lubi jeździć na rowerze, najchętniej na działkę do rodziców. Lubi też gotować. Miesza kuchnie włoską z tradycyjną, którą zapamiętał z domu swojej babci. Makaron, warzywa, sosy i mięsa zamienia w swojską wersję kuchni fusion.

Artur Kuśmider od dwóch dni jest w Szpitalu pw. Dzieciątka Jezus przy Lindleya. Cztery lata temu wykryto u niego wirusowe zapalenie wątroby typu C. Nie mógł pracować, nie mógł też za długo stać ani dźwigać ciężkich przedmiotów. Od czasu diagnozy czeka na przeszczep. Teraz jego stan się pogorszył.

Tak jak prawie 500 innych chorych, czeka na informację, że znalazł się dla niego dawca. - Właśnie to najbardziej chciałbym usłyszeć od lekarza, dostać szansę na życie - mówi Artur Kuśmider.

W tym samym szpitalu leży też pan Adam. Gdy w styczniu przewieziono go tutaj, większość sal była zajęta. Leżeli w nich pacjenci po przeszczepach. Teraz wszystkie łóżka stoją puste.

[srodtytul]Przeszczepy wstrzymane[/srodtytul]

Kłopoty pacjentów czekających na nowe organy zaczęły się w połowie lutego. Wtedy do aresztu trafił kardiochirurg dr Mirosław G., ze szpitala przy Wołoskiej. Od funkcjonariuszy CBA usłyszał zarzuty korupcji i zabójstwa.

-Od tego czasu nie wykonaliśmy ani jednego przeszczepu - mówi dyrektor szpitala przy Lindleya Artur Tomaszewski.

Jeszcze do połowy lutego specjaliści z kliniki przy Lindleya wykonali przeszczepy u siedmiu pacjentów czekających na wątrobę i 16, którzy mieli chore nerki.

Podobnie jest w szpitalu przy Banacha, w jednym z trzech ośrodków w Warszawie specjalizujących się w transplantacji wątroby, nerek i trzustki. Z kilkunastu planowanych już operacji nie wykonano żadnej.

Wyjątkiem jest Instytut Kardiologii w Aninie. W ostatnich czterech tygodniach dokonano tu dwóch transplantacji serca. To jedyne transplantacje na całym Mazowszu.

W 2006 r. w instytucie przeszczepiono 17 serc, więcej - bo aż 35 - w klinice przy Wołoskiej. Od aresztowania dr. Mirosława G. nie ma tam specjalisty od przeszczepów. Na razie nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle klinika znowu ruszy.

W szpitalu przy Banacha w ub.r. wykonano kilkadziesiąt przeszczepów nerek, przy Lindleya 38 transplantacji wątroby i 84 nerek.

- Teraz patrzymy bezradnie na tragedię ludzi czekających na organy -mówi dr Artur Tomaszewski.

[srodtytul]Obawiają się podjąć decyzję[/srodtytul]

Zgodnie z prawem organy można pobrać od osoby, u której lekarze stwierdzą śmierć mózgową. Musi być też spełniony warunek: dawcą nie może być osoba, która zgłosiła swój sprzeciw do Poltransplantu (instytucji nadzorującej przeszczepy w Polsce). Zwyczajowo lekarze pytają jeszcze o zgodę rodzinę zmarłego.

-Jeśli chociaż jedna osoba wyrazi sprzeciw, to odstępujemy od pobrania narządów - mówi doc. Artur Kwiatkowski z Lindleya, który od 17 lat zajmuje się transplantologią.

Od aresztowania kardiochirurga z Wołoskiej lekarze coraz częściej słyszą odmowy ze strony rodzin zmarłych. - Jesteśmy traktowani, jak potencjalni mordercy -mówią.

Strach przed transplantacją narasta też wśród lekarzy. - Osoby z komisji orzekających o śmierci pacjenta coraz rzadziej decydują się na odłączenie kogoś od aparatury podtrzymującej funkcje życiowe -wyjaśnia dr Tomaszewski.

-Choć wiemy, że pacjent nie żyje, to żaden z nas nie chce podjąć decyzji o jego odłączeniu - tłumaczy inny lekarz.

[srodtytul]Bezradność dobija lekarzy[/srodtytul]

- Najgorsze, co może przytrafić się lekarzowi, to bezradność -mówi doc. Kwiatkowski. -Codziennie widzę tych pacjentów i wiem, że jedynie przeszczep może im uratować życie - dodaje.

Osoba z niewydolnością nerek dzięki dializom może żyć ok. dziesięciu lat dłużej. Przeszczepiona nerka przedłuża im życie o 20 lat.

Pacjent podłączony do pompy wspomagającej pracę serca, na nowy organ może czekać kilkanaście tygodni. Dla chorego podłączonego do tzw. sztucznej wątroby liczy się każdy dzień. Takich pacjentów w stolicy jest kilkunastu.

Artur Kuśmider ma 38 lat. Lubi jeździć na rowerze, najchętniej na działkę do rodziców. Lubi też gotować. Miesza kuchnie włoską z tradycyjną, którą zapamiętał z domu swojej babci. Makaron, warzywa, sosy i mięsa zamienia w swojską wersję kuchni fusion.

Artur Kuśmider od dwóch dni jest w Szpitalu pw. Dzieciątka Jezus przy Lindleya. Cztery lata temu wykryto u niego wirusowe zapalenie wątroby typu C. Nie mógł pracować, nie mógł też za długo stać ani dźwigać ciężkich przedmiotów. Od czasu diagnozy czeka na przeszczep. Teraz jego stan się pogorszył.

Pozostało 85% artykułu
Ochrona zdrowia
Szpitale toną w długach. Czy będą ograniczać liczbę pacjentów?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ochrona zdrowia
Podkomisja Kongresu USA orzekła, co było źródłem pandemii COVID-19 na świecie
Ochrona zdrowia
Rząd ma pomysł na rozładowanie kolejek do lekarzy
Ochrona zdrowia
Alert na porodówkach. „To nie spina się w budżecie praktycznie żadnego ze szpitali”
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ochrona zdrowia
Pierwsze rodzime zakażenie gorączką zachodniego Nilu? "Wysoce prawdopodobne"