Propozycje rozwiązań prezentował wiceminister Marek Twardowski na wczorajszej konferencji branżowego miesięcznika „Służba Zdrowia”.
Temat budzi ogromne emocje. Jedni naukowcy podkreślają, że tylko dzięki badaniom klinicznym, za które płacą firmy farmaceutyczne, pacjenci mają dostęp do drogich, nowoczesnych terapii. Inni twier- dzą, że część badań nie przynosi chorym wielkiego pożytku (naukowiec ocenia np., jak szybko lek jest przyswajany przez organizm), za to są one metodą na legalny transfer pieniędzy od firmy do naukowca – który później chętniej będzie przepisywał leki przez nią produkowane.
Presja środowiska jest tak duża, że nie wszyscy rozmówcy, nawet znani naukowcy, chcą o badaniach rozmawiać pod nazwiskiem.
Resort zdrowia zamierza uregulować sprawę badań klinicznych: np. określić, że jeden naukowiec mógłby prowadzić tylko trzy badania. – Znamy osobę, która prowadziła naraz 60! – mówi Dawid Stachurski z ministerstwa.
Inna propozycja: wynagrodzenie badacza ma stanowić określoną przepisami część kontraktu, jaki firma zawiera ze szpitalem. Teraz kontrakty są dwa: oddzielny z placówką, w której prowadzone są badania, oddzielny z naukowcem i zespołem badawczym.