Reklama

Kto zarobi na eksperymencie

Ministerstwo Zdrowia chce uregulować kontrowersyjną dziedzinę pracy szpitali: płacenie za badania kliniczne nad lekami

Publikacja: 18.06.2009 03:55

Propozycje rozwiązań prezentował wiceminister Marek Twardowski na wczorajszej konferencji branżowego miesięcznika „Służba Zdrowia”.

Temat budzi ogromne emocje. Jedni naukowcy podkreślają, że tylko dzięki badaniom klinicznym, za które płacą firmy farmaceutyczne, pacjenci mają dostęp do drogich, nowoczesnych terapii. Inni twier- dzą, że część badań nie przynosi chorym wielkiego pożytku (naukowiec ocenia np., jak szybko lek jest przyswajany przez organizm), za to są one metodą na legalny transfer pieniędzy od firmy do naukowca – który później chętniej będzie przepisywał leki przez nią produkowane.

Presja środowiska jest tak duża, że nie wszyscy rozmówcy, nawet znani naukowcy, chcą o badaniach rozmawiać pod nazwiskiem.

Resort zdrowia zamierza uregulować sprawę badań klinicznych: np. określić, że jeden naukowiec mógłby prowadzić tylko trzy badania. – Znamy osobę, która prowadziła naraz 60! – mówi Dawid Stachurski z ministerstwa.

Inna propozycja: wynagrodzenie badacza ma stanowić określoną przepisami część kontraktu, jaki firma zawiera ze szpitalem. Teraz kontrakty są dwa: oddzielny z placówką, w której prowadzone są badania, oddzielny z naukowcem i zespołem badawczym.

Reklama
Reklama

Rozmówcy „Rz” tłumaczą, że naukowiec prowadzący badania dostaje często nawet 90 proc. całej kwoty kontraktu. Szpital – zaledwie 10 proc. – Większość pracy przy badaniu wykonują pielęgniarki zatrudnione w szpitalu, sekretarki, wykorzystuje się szpitalny sprzęt. Wiele osób ma wrażenie, że taki podział kontraktu jest niesprawiedliwy – mó- wi jeden z naukowców.

Ale nie wszyscy się z tym zdaniem zgadzają. – To przeregulowanie bez sensu. Badania są różne, wymagają różnego zaangażowania prowadzącego i zespołu, w różnym stopniu obciążają szpital – mówi docent Tadeusz Pieńkowski z warszawskiego Centrum Onkologii. I podaje przykład: pacjenci, którym podaje się nowy lek, wymagają dużej uwagi w trakcie leczenia. – Ale sam prowadzę badanie polegające na obserwacji chorych, którzy dostali leki już jakiś czas temu. Takie badanie może trwać nawet kilkanaście lat – mówi doc. Pieńkowski.

Ministerstwo Zdrowia chce też wprowadzić ułatwienia dla prowadzenia badań niekomercyjnych, czyli w praktyce finansowanych np. przez uczelnie, a nie przez firmy farmaceutyczne. Urzędnicy nie podają jeszcze, na czym te ułatwienia miałyby polegać. W tej chwili takich badań prawie się nie wykonuje. Koszty ubezpieczenia pacjentów uczestniczących w badaniu mogą sięgać nawet kilkunastu tysięcy złotych, a na zapłacenie takiej składki nie stać nie tylko uniwersytetów w Polsce, ale i na świecie.

Propozycje rozwiązań prezentował wiceminister Marek Twardowski na wczorajszej konferencji branżowego miesięcznika „Służba Zdrowia”.

Temat budzi ogromne emocje. Jedni naukowcy podkreślają, że tylko dzięki badaniom klinicznym, za które płacą firmy farmaceutyczne, pacjenci mają dostęp do drogich, nowoczesnych terapii. Inni twier- dzą, że część badań nie przynosi chorym wielkiego pożytku (naukowiec ocenia np., jak szybko lek jest przyswajany przez organizm), za to są one metodą na legalny transfer pieniędzy od firmy do naukowca – który później chętniej będzie przepisywał leki przez nią produkowane.

Reklama
Ochrona zdrowia
Ochrona zdrowia: impas w sprawie ustawy podwyżkowej. „Konin to dopiero preludium”
Ochrona zdrowia
Nowa lista szczepień z refundacją w aptekach od 25 sierpnia
Ochrona zdrowia
Dr Tadeusz Oleszczuk: System kradnie współpracę z pacjentem
Ochrona zdrowia
Konkurs na onkologię z Funduszu Medycznego. Wpłynęło więcej wniosków niż w 2023 r.
Ochrona zdrowia
Priorytety duńskiej prezydencji w zdrowiu. W planach start trilogów w sprawie Aktu o lekach krytycznych
Materiał Promocyjny
Firmy coraz częściej stawiają na prestiż
Reklama
Reklama