Lekarz przez siedem lat brał pieniądze od kobiet, które rodziły w ten sposób w krakowskim szpitalu, w którym on pracował.
– A przecież koszty zabiegów pokrywał NFZ – zauważa Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury.
To ona od ubiegłego roku prowadziła śledztwo w tej sprawie. – Materiały były wyłączone z innego postępowania – mówi prok. Marcinkowska.
W toku swoich działań krakowscy prokuratorzy ustalili, że Stanisław L. od 35 kobiet, swoich pacjentek przyjął korzyść materialną za przeprowadzenie cesarskiego cięcia. Za tai zabieg płaciły one od 200 do 2 tys. zł.
- Kobiety były pacjentkami w prywatnym gabinecie ginekologa. Ten tłumaczył im, że cesarskie cięcie, choć przeprowadzane w szpitalu wiąże się jednak z kosztami – tłumaczy prok. Marcinkowska.