Do wyjaśnienia sprawy zamknięto oddział położniczy krakowskiego szpitala MSWiA, na którym doszło do zakażenia. Trzy spośród czterech kobiet, które dostały zakażenia wywołanego paciorkowcem, leżały na jednej sali. Dwie z chorych są w bardzo ciężkim stanie, lekarze utrzymują je w śpiączce farmakologicznej.
– Najgorsze jest to, że na skutki działania toksyn wytwarzanych przez bakterie paciorkowca nie mamy lekarstwa. Możemy podawać antybiotyk, ograniczać namnażanie się bakterii. Ale szkody, które zrobiły, są bardzo trudne do odwrócenia – mówi dr Paweł Grzesiowski z Narodowego Instytutu Leków.
Paciorkowiec typu A to bakteria chorobotwórcza. Wywołuje anginę, różę, szkarlatynę. Jej nosicieli jest stosunkowo niewielu: bakterie paciorkowca raczej nie bytują w organizmie bez szkody dla niego. Jeśli są, zazwyczaj wywołują chorobę. Bakteria, która dostanie się do krwi, zaczyna rozmnażać się w astronomicznym tempie. Krew stanowi dla niej doskonałą pożywkę. Jak więc mogło dojść do zakażenia w Krakowie? Na przykład przez brudne ręce osób, które odbierały poród. Jednak epidemiolodzy nie bardzo wierzą w taką wersję. Podkreślają, że krakowski szpital ma dobrą opinię i doświadczony personel. Przyczyną mogła być też awaria któregoś z systemów dezynfekcyjnych. To mogło spowodować, że bakterie, których nosicielem była jedna osoba, dostały się do organizmów aż czterech kobiet. Ale i ta teza na razie się nie potwierdza.
– Stan sanitarny szpitala jest dobry. Sterylizacja działa normalnie – mówi prof. Józef Knap, doradca głównego inspektora sanitarnego. – Ale to nas nie uspokaja.Lekarze mówią, że gdyby do zakażenia doszło w wyniku zaniedbania, łatwo byłoby ustalić winnych i wyciągnąć wnioski. Ale wiele wskazuje na to, że chorobę wywołał nowy, wyjątkowo zjadliwy szczep bakterii. – Przyroda cały czas się zmienia. Tak samo jak ptasiej grypy, od kilku lat boimy się szczególnie inwazyjnych szczepów paciorkowca. Tylko to nie jest tak nagłaśniane – mówi prof. Knap. Dodaje, że choroba, na którą zapadły kobiety, jest znana medycynie od tysięcy lat: znano ją jako gorączkę połogową. Już w XIX wieku ustalono, że można jej zapobiegać, przestrzegając ściśle higieny.
– Wydarzenia w Krakowie przypominają nam o chorobie od dawna zapomnianej. Nie było jej przypadków na taką skalę przynajmniej od zakończenia wojny – mówi prof. Józef Knap. – Co jakiś czas zdarzają się w kraju zakażenia tą bakterią, jeśli na przykład dziecko urodzi matka, która sama jest zakażona. Ale kilka zakażeń w tym samym szpitalu wskazuje jednoznacznie na źródło epidemiczne – ocenia dr Grzesiowski.