Prawie 2,2 miliarda ludzi używa aktywnie Facebooka, to więcej niż co czwarty mieszkaniec globu i więcej niż co drugi użytkownik internetu. Nie było w historii ludzkości firm, z których usług korzystałoby więcej ludzi niż z wyszukiwarki Google'a (ok. 75 proc. internautów) i portalu społecznościowego stworzonego przez Marka Zuckerberga. Skala działalności obu koncernów jest bezprecedensowa.
Bez względu na rasę, wyznanie, wykształcenie czy poglądy użytkowników Facebooka łączą dwie rzeczy – dobrowolnie założyli w tym serwisie konta i dobrowolnie zapełniają portal treścią, w mniejszym lub większym stopniu ujawniając, kim są, skąd pochodzą, w co wierzą, co lubią, a czego nie. FB w zasadzie żadnych treści nie tworzy. Co najwyżej pozyskuje dodatkowe informacje o użytkownikach dzięki analizie ich postów.
Zebrane w ten sposób dane przechowywane są na kilkuset tysiącach serwerów należących do koncernu. Serwery nie próżnują – jeszcze rok temu FB podawał, że obsługują 7,5 biliarda operacji na sekundę. Utrzymanie tej infrastruktury i ponad 25 tys. pracowników kosztuje. Jak każda firma Facebook musi więc na czymś zarabiać, nie tylko, by pokryć koszty, ale też zapewnić zarobek akcjonariuszom. W dużym uproszczeniu zarabia na danych o użytkownikach. To dzięki tej wiedzy wie, do kogo i jaką skierować reklamę czy informację sponsorowaną.
Kłopot w tym, że Facebook jest wyłącznym właścicielem tych danych. Innymi słowy, handluje cudzą tożsamością, a nawet więcej – preferencjami użytkowników, które udało się ustalić dzięki narzędziom analitycznym. Oczywiście nie jest tak, że FB coś komuś zabrał. Sami mu te dane i możliwość analizy naszych zachowań daliśmy. Ot, transakcja wymienna, jakich w internecie wiele. Bo FB wcale nie jest wyjątkiem. Dane o swoich użytkownikach, ich preferencjach, wydatkach, poglądach, zakupach gromadzą różne firmy (i możliwe, że nie tylko firmy) – od banków przez platformy aukcyjne, media społecznościowe, dostawców prądu czy operatorów telekomunikacyjnych po kablówki. To one są ich właścicielami, bo dobrowolnie je im przekazaliśmy w zamian za usługi, które oferują. Niektóre udostępniają nam skrawki informacji o innych (Allegro, Facebook), ale tak naprawdę zarabiają na ich udostępnianiu lub wykorzystywaniu. W większości przypadków dzieje się to bez naszej wiedzy. Do tego dochodzą aplikacje lub portale zbierające informacje o tym, kim naprawdę jesteśmy – co lubimy, z czym się identyfikujemy, jakie mamy poglądy etc.
Informacje o nas i naszych działaniach w sieci zgromadzone są na różnych serwerach rozsianych po całym świecie. One też – tak jak dane na nasz temat – są własnością korporacji. Jeśli uznamy, że FB czy Google z jakichś powodów nie są dla nas, męczą, odstręczają i chcemy pójść gdzie indziej, nie możemy zabrać już raz zostawionej historii naszej aktywności ze sobą. W najlepszym przypadku uda nam się ją skasować.