Pisk opon, wycie silnika i gwałtownie manewrujące pomiędzy pachołkami BMW M3. Za kierownicą jednak nie siedzą nastolatki, lecz stateczni panowie, a jazdy nie odbywają się o północy pod mostem, lecz za dnia na torze pod okiem trenerów jazdy monachijskiej marki.
Od dekad producenci sportowych aut urządzają dla klientów szkoły szkolenia zaawansowanej techniki jazdy, bo takie jest zapotrzebowanie. Skoro klient ma mocny samochód, musi wiedzieć, jak z niego korzystać, aby mieć przyjemność i nie zrobić krzywdy sobie i innym.
Jazda sportowymi samochodami to kosztowna zabawa. AMG Driving Academy, mając 12 aut, przeprowadziła w Polsce w 2015 r. 43 szkolenia, które ukończyło 636 klientów marki. Zużyli przy tym 189 opon i spalili 16 tys. litrów paliwa.
– Zainteresowanych jest dużo więcej, ale gdybyśmy mieli organizować treningi dla wszystkich chętnych, firma chyba zbankrutowałaby – śmieje się przedstawiciel marki Mercedes-Benz Aleksander Rzepecki. Koncern traktuje szkolenia jako reklamę swoich samochodów.
Zainteresowanie treningami wzrasta, bo Polacy coraz częściej mogą sobie pozwolić na mocne auta, i ich sprzedaż wyraźnie rośnie. Nie chodzi o limuzyny (wśród nich przeważają 300-konne diesle), lecz sportowe modele. Porsche sprzedaje w Polsce tysiąc samochodów rocznie, Mercedes AMG znalazł w 2015 r. klientów na 600, dwa razy więcej niż rok wcześniej. W takich autach silniki mają nawet po 500 koni i wymagają niezłych umiejętności jeździeckich. Nabywcom nie chodzi przy tym o funkcjonalność pojazdu, lecz o adrenalinę lub przyjemność z jazdy.