Do spotkania założyciela Facebooka z przedstawicielami amerykańskiej prawicy doszło po rewelacjach serwisu Gizmodo, który, powołując się na anonimowego byłego pracownika portalu napisał, iż materiały liberalne są promowane, a te konserwatywne - ukrywane.
Informacje Gizmodo wzbudziły oburzenie amerykańskich konserwatystów. Senacka Komisja Handlu, Nauki i Transportu, której przewodniczącym jest republikanin John Thune zażądała od Zuckerberga szczegółowych wyjaśnień. Pracownicy Facebooka i sam Zuckerberg mają udzielić w tej sprawie wyjaśnień - osobiście.
Facebook oficjalnie zaprzecza doniesieniom o manipulacjach. Powołuje się na wewnętrzne regulacje, które wyraźnie tego zabraniają. Wstępnej selekcji materiałów polecanych do przeczytania użytkownikom serwisu dokonują zresztą algorytmy bez udziału człowieka.
Ale te wyjaśnienia okazały się nieprzekonywujące dla samych użytkowników. Po wybuchu afery liczba osób o konserwatywnych poglądach w USA korzystających codziennie z Facebooka gwałtownie spadła. Według badań YouGov na próbce 4800 osób, od 9 maja portal zanotował spadek wizyt aż o 68 proc. wśród osób o konserwatywnych poglądach. To musiała Marka Zuckerberga zaboleć dużo mocniej, niż głosy oburzenia.
I to właśnie ten spadek jest bezpośrednim powodem zorganizowania z inicjatywy Facebooka spotkania z prawicowcami. „Wielu z was nie wierzy, że nasza platforma pokazuje wiadomości niezmanipulowane politycznie" - napisał Mark Zuckerberg. „Chciałem osobiście usłyszeć ich zastrzeżenia i porozmawiać o tym, w jaki sposób zbudować zaufanie. Zrobię wszystko co możliwe, aby nasz zespół zadbał o wysoką jakość naszych produktów.