– Nie dostrzegamy także na razie żadnych przesłanek, które mogłyby wskazywać, że w najbliższym czasie zainteresowanie kredytami mieszkaniowymi zmaleje. Koszty tych kredytów się nie zmieniły, nie ma też takiej sytuacji jak w przypadku końca programu MDM, kiedy musieliśmy zmierzyć się z nową rzeczywistością bez ułatwień dla osób starających się o finansowanie mieszkania. Obserwujemy jednak rynek i zdajemy sobie sprawę z coraz wyższych cen za metr kwadratowy mieszkania, zwłaszcza w większych miastach, które mogą w końcu spowodować spadek popytu także na kredyty hipoteczne – dodaje Dmowska.
Mieszkania drożeją już od kilku lat i do tej pory nie przeszkadzało to wzrostowi sprzedaży hipotek. Wręcz przeciwnie, mogło to zachęcać osoby kupujące lokale w celach inwestycyjnych (odpowiadają za około 30 proc. transakcji), do czego mogły się przyczynić również rosnące w jeszcze wyższym tempie stawki najmu. Najważniejsze jest to, że zdolność kredytowa Polaków dzięki utrzymaniu historycznie niskich stóp procentowych nie spada. Wręcz przeciwnie, powoli, ale systematycznie zwiększa się dzięki rosnącym wynagrodzeniom. Nie przeszkadzają regulacje, bo od 2017 r. wymagany minimalny wkład własny nie rośnie i wynosi 20 proc.
Także same banki wykazują spory apetyt na wzrost akcji kredytowej, mają wysokie kapitały i płynność umożliwiające wysoką aktywność w tym zakresie. Przedstawiciele m.in. PKO BP i Pekao optymistycznie wypowiadali się o nowej sprzedaży hipotek. Wprawdzie z raportów Narodowego Banku Polskiego napływały ostatnio informacje, że banki zaostrzyły politykę kredytową m.in. w zakresie hipotek, jednak dobre wyniki sprzedaży tych kredytów przez największe banki w I kwartale nie wskazują, aby instytucje finansowe nagle bardziej ostrożnie zaczęły oceniać ten rynek i przykręcały kurek z kredytami. Sprzyjają temu dobra sytuacja na rynku pracy, rosnące płace i niskie bezrobocie, dzięki czemu spłacalność udzielonych wcześniej kredytów pozostaje bardzo dobra.
– Na ten rok wciąż podtrzymujemy prognozę wzrostu wartości udzielanych kredytów mieszkaniowych w ujęciu rocznym o 5–8 proc. Popyt na hipoteki w bieżącym roku powinien się utrzymywać na poziomie z pierwszych miesięcy roku – dodaje prof. Rogowski.
Baza porównawcza jest wysoka – rok 2018 był najlepszy pod względem wartości sprzedaży od dekady i trzeci w historii – urosła aż o 20,1 proc., do 56,4 mld zł. Wzrost wynikał głównie z rosnącej średniej wartości kredytu – o 15,2 proc., do 247 tys. zł. Liczba udzielonych tego typu zobowiązań wzrosła mniej, bo o 10 proc., i sprzedano ich 227 tys.
Ryzyko pod lupą
Komitet Stabilności Finansowej w czerwcu podtrzymał, że będzie monitorował rynek nieruchomości z punktu widzenia źródeł ryzyka systemowego. Wcześniej zalecał, aby banki zachowały ostrożność przy ocenie zdolności kredytowej klientów wnioskujących o hipoteki, w szczególności w celach inwestycyjnych (takie zakupy wynikają m.in. z bardzo nisko oprocentowanych lokat bankowych). Ryzykiem jest wzrost stóp procentowych, bo niemal wszystkie hipoteki są u nas oparte na zmiennej stopie procentowej. Większy koszt pieniądza oznaczałby wyższe koszty obsługi długu, ale i to ryzyko na razie jest niewielkie, bo dochody Polaków szybko rosną, inflacja jest w ryzach i w najbliższych dwóch latach nie zanosi się na konieczność podwyżek stóp procentowych (nie mówiąc już o tak dużych, które pogorszyłyby spłacalność kredytów). Poza tym banki, udzielając kredytu, przeprowadzają odpowiednie symulacje, badając zdolność klientów do poradzenia sobie ze wzrostem raty.