I okazało się, że na czasie, czyli sfinalizowaniu transakcji do końca roku, zależy wszystkim – jej jako chcącej zainwestować do końca roku, sprzedającemu, który czuł oddech banku na plecach i potrzebował gotówki, oraz samemu pośrednikowi, który dostałby wysoką prowizję, gdyby sprzedaż doszła do skutku.
Wyszło jednak na jaw (czytelniczka wynajęła inspektora nadzoru), że w budynku będącym w stanie surowym zamkniętym są pewne odstępstwa od projektu, a obiekt nie został formalnie zgłoszony do użytkowania.
Kupująca powiedziała, że chętnie kupi dom, ale gdy sprzedający dopełni formalności, bo chce mieć pewność, że nie będzie kłopotów z odbiorem. I tu sytuacja stała się patowa: pośrednik powtórzył żądania sprzedającemu, ten powiedział, że zajmie się formalnościami, jeśli dostanie zadatek (10 proc. od 1 mln zł), a pośrednik – połowę prowizji – 2 proc. od mln zł.Czytelniczka zdębiała: dlaczego miałabym płacić część wynagrodzenia agencji, skoro nie mam pewności, że transakcja dojdzie do skutku? Nie mówiąc już o ryzyku przelania pieniędzy na konto sprzedającego, choć to już zupełnie inna kwestia...
Nie widzę powodu, aby nasza czytelniczka miała współpracować z tak mało profesjonalnym doradcą i płacić na zapas. A wszystkim czytelnikom życzę przy tej okazji, aby w nowym roku spotykali się tylko z profesjonalistami na rynku. Żeby nie było, że jestem jednostronna: doradcom z branży życzę samych uczciwych i zadowolonych klientów.