Takie wyniki przynosi porównanie stawek, po których właściciele sprzedawali mieszkania w II kwartale tego roku, i przeciętnych cen transakcyjnych z II kwartału 2011 r. Jak podaje centrum Amron działające przy Związku Banków Polskich, rok temu nabywcy lokali w stolicy wydawali na nie średnio ok. 476 tys. zł. Natomiast według najnowszych danych mieszkanie w Warszawie kupowane jest za ok. 381 tys. zł.
Znaczące różnice – choć nie tak wielkie – widać w innych miastach. Np. w Łodzi i Krakowie w ciągu roku średnia całkowita cena transakcyjna zmalała o ok. 60 tys. zł. Co to oznacza dla osoby zadłużającej się na mieszkanie? Teoretycznie, jeśli ktoś kupuje lokal dziś, musiałby zaciągnąć na nie kredyt o 50–95 tys. zł niższy – w zależności od miasta – niż gdyby finalizował transakcję rok temu.
– Jeśli w 2011 r. klient szukał kredytu na 200 tys. zł z zamiarem jego spłaty w ciągu 30 lat, to dziś nabywca mieszkania będzie wnioskował o niższą kwotę – 150 tys. zł oraz krótszy okres 18 lat. Dzięki spadkowi cen mieszkań klienci mogą skrócić okres kredytowania nawet o 12 lat – wylicza Elżbieta Kopka, ekspert firmy Invigo. – Dziś, kupując tańsze mieszkanie i zaciągając kredyt w wysokości 150 tys. zł, będziemy spłacać raty na bardzo zbliżonym poziomie, jak przy transakcji z września 2011 r., a mamy szansę skrócić okres spłaty zobowiązania do 18 lat.
Deweloperzy twierdzą, że nie jest tak, że to samo mieszkanie jest dziś kilkadziesiąt tysięcy złotych mniej warte niż rok temu. Ich zdaniem teraz nabywcy wybierają najtańsze oferty – stąd niższe średnie.
– Od około roku obserwujemy zapotrzebowanie na coraz mniejsze mieszkania, na co wpływa malejąca zdolność kredytowa. Deweloperzy wprowadzają więc do oferty głównie małe, dwupokojowe mieszkania do 50 mkw. – tłumaczy Jacek Bielecki, członek zarządu Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Jego zdaniem deweloperzy doszli już do granicy opłacalności projektów.