Sielankowy obraz osiedla psuje jednak spór podwykonawców z generalnym wykonawcą inwestycji. Ci pierwsi, domagając się zapłaty za prace, blokują roboty na placu. Trwają formalne przepychanki o zakres robót, spory o VAT. W tym czasie któryś z przyszłych mieszkańców dowiaduje się, że na budowie nie wszystko idzie jak trzeba, że firmy się spierają o płatności. Niepokoi się, jak wpłynie to na termin oddania mieszkania, za które w części już zapłacił. Idzie więc do dewelopera i pyta wprost: o co chodzi, czy konflikt nie wpłynie na postęp prac? Inwestor uspokaja, że on sam na bieżąco rozlicza się z wykonawcą i wszystko ma pod kontrolą. Od miesięcy jednak podwykonawcy nie dostają zaległych wypłat. Umawiają się więc, że złożą wniosek o upadłość ich zleceniodawcy, bo inaczej pieniędzy nie zobaczą.
Co będzie, gdy budowa stanie, czy wycofywać się z takiej inwestycji? – pyta czytelnik, który może być jednym z poszkodowanych. Scenariuszy jest kilka. Najważniejsze, by nie płacić „na zapas" deweloperowi, tylko zgodnie z postępem prac. A gdy nie dotrzymuje terminów, można odstąpić od umowy. Załóżmy jednak optymistycznie, że w tym wypadku chodzi o niewielki zator płatniczy i budowa będzie szła dalej zgodnie z planem.