Chodzi raczej o osoby, które mieszkają za darmo przez dłuższy czas, bo mają tak niskie dochody, że nie wystarcza im na opłaty, albo notorycznie są bez pracy, więc czynsz to ostatni z wydatków na ich liście. Jak im pomóc?
A jak pomóc właścicielom starych budynków, które się sypią, bo latami nie były remontowane i nie da się tego zrobić za tzw. socjalne czynsze? Czy to oni mają utrzymywać potrzebujących w imię solidarności społecznej?
Dyskusja była gorąca. Padały hasła, że obowiązkiem państwa jest zapewnić najuboższym, niezaradnym życiowo dach nad głową, bo jeśli państwo przestanie dopłacać do czynszów, to najbiedniejsi pójdą pod most. I tak będzie się rozwijać patologia.
Z drugiej strony były argumenty, że w wielu przypadkach demoralizująco i demobilizująco działa utrzymywanie lokatorów na koszt państwa przez dłuższy czas. Wtedy postawa roszczeniowa jeszcze przybiera na sile: „państwo nie dało mi możliwości pracy, niech państwo da mi dach nad głową".
Wbrew obiegowej opinii, to nie biedne staruszki, którym nie starcza na lekarstwa, zalegają z czynszem. Te, jak mówią zarządcy budynków, zwykle pierwsze płacą czynsz, już dzień po otrzymaniu emerytury lub renty. Roszczeniowe i niezaradne życiowo jest coraz młodsze pokolenie. To znak naszych czasów.