Dzwoni agent do czytelnika: „Dzień dobry, przypominam, że w tym tygodniu kończy się ubezpieczenie pana domu i że od ręki możemy przygotować nowe oferty". Czytelnik prosi o oferty, bo ubezpiecza nieruchomość zawsze. Chwali agenta do kolegi, że tak dba o interesy stałych klientów, że przypomina i ma w zanadrzu kilka opcji.

Pierwsze rozczarowanie przychodzi wraz z ofertami. Okazuje się, że budynek w dokumentach ma inną powierzchnię i inny rok budowy, a przede wszystkim inne zabezpieczenia – agent wstawił do jednej rubryki „zamki z ryglami" – by rabat był większy. Tych zamków jednak w drzwiach czytelnika nie ma.

– Ach, pewnie się przekleiły z innej oferty... – bagatelizował czytelnik. Kolega jednak radził mu: „Lepiej zgłoś to, bo ci ubezpieczenia nie wypłacą, gdy cię okradną. I zapytaj jeszcze, czy musisz mieć obowiązkowe przeglądy instalacji elektrycznej, wentylacji i komina? Bo wiesz, że Markowi nie chcieli za szkody po pożarze nic wypłacić, bo nie miał tych kwitów...".

Zaniepokojony czytelnik zadzwonił do agenta i spytał, czy musi zrobić te przeglądy, bo czas nagli. Agent na to: niech się pan nie przejmuje, nikt o nie nie będzie pana pytał przy zawieraniu umowy ubezpieczenia.

Zapomniał jednak dodać, że towarzystwo ubezpieczeniowe odrzuci roszczenia klienta, gdy – w razie szkody – dom nie będzie miał przeglądów wymaganych prawem budowlanym. Ale kogo to obchodzi na etapie podpisywania polisy...