Numer telefonu wzięli z pisma z anonsami o pracy, gdzie ktoś pomylił cyferki. I tak, dzięki tej pomyłce, dostałam garść informacji z pierwszej ręki o problemach wykonawców na budowach. W dwóch słowach: zima i kryzys.
Panowie gotowi byli pracować na czarno, bo „po sezonie innej roboty nie ma”, a poza tym „teraz budowy nie idą”. Jeden zaproponował postawienie o tej porze roku stanu surowego domu: – Cegła, pustak, wszystko jedno, mrozu nie ma, murować można. W zimie, gdy prace posuwają się wolniej, zadowoli się wynagrodzeniem w wysokości... 2 tysięcy złotych „do kieszeni”. Za całość roboty policzy dopiero w sezonie. Tak, propozycja była bardzo kusząca...
Te telefony potwierdziły przewidywania analityków: najbliższe miesiące nie będą łatwe dla wykonawców. Natomiast klienci, którzy ustawiali się w kolejce do murarzy czy dekarzy, będą mogli wybrzydzać. Gorzej, gdy skuszą się na okazyjną cenę, bo niektórzy murarze bez pracy chętnie zaczną pracować jako dekarze lub odwrotnie. Bez inspektora nadzoru i spisanej umowy inwestorzy polegną na własnej budowie.