Wprawdzie ceny mieszkań w Polsce od 2008 r. spadają, to na ich kupno wciąż może sobie pozwolić niewielu klientów. Jak przypomina Jarosław Mikołaj Skoczeń z firmy doradczej Emmerson, która pośredniczy także w obrocie nieruchomościami, stawki mieszkań rosły systematycznie od wstąpienia Polski do Unii Europejskiej.
– Historyczne szczyty ceny osiągnęły w 2008 r. Potem nastąpiła przecena. Tempo obniżek zwolniło jednak w drugiej połowie zeszłego roku – mówi Skoczeń. Mogłoby się zatem wydawać, że mieszkania stają się łatwiej dostępne. Ale tak nie jest. ?
– Oprócz cen znaczenie mają także dochody. Przeciętne wynagrodzenie w Polsce od początku lat 90. regularnie rośnie. Zgodnie z danymi GUS w pierwszym kwartale 2011 r. wyniosło ono ponad 3,4 tys. zł brutto. To o 4,5 proc. więcej niż w analogicznym czasie ub.r. – podaje Emmerson. – Wzrost wynagrodzeń jest jednak mniejszy niż wzrosty cen mieszkań, które w latach 2004-2008 wyraźnie przekraczały 100 proc.
(Patrz: Średnie ceny mieszkań na rynku pierwotnym w Warszawie i Krakowie). ?
Jak zauważają analitycy, niewiele osób jest więc w stanie odłożyć pieniądze na mieszkanie. Zdecydowana większość nie mając oszczędności musi się posiłkować kredytem. – Tymczasem warunki kredytowe się pogorszyły. W tym roku doszło już do trzech podwyżek stóp procentowych. I jak zapowiadają ekonomiści – na tym nie koniec. W górę idą więc raty kredytów zaciągniętych w złotych – mówią analitycy.
W niewiele lepszej sytuacji są klienci, którzy na mieszkanie chcą się zadłużyć w euro. ?– Stopy procentowe dla strefy euro także mają tendencję wzrostową. W efekcie mniej Polaków będzie mogło sobie pozwolić ?na kupno wymarzonego lokum – tłumaczy Jarosław Skoczeń. ?