– Są to duże i trudno sprzedawalne lokale, znajdujące się na rynku od dłuższego czasu. Nie zauważyłem zwiększonej podaży mieszkań w budowie, oferowanych przez nowego właściciela – kolejnemu. Takich ofert jest niewiele, i to niezależnie od dzielnicy. Raczej z racji liczby mieszkań oddawanych do użytku, proporcjonalnie oferta cesji większa jest tam, gdzie więcej mieszkań jest budowanych – wyjaśnia Jerzy Sobański, szef firmy Akces Nieruchomości.
Zaznacza, że rynek cesji może się rozwinąć, jeśli zostaną spełnione następujące warunki: podaż mieszkań spadnie, ich ceny będą niskie, ale z silną presją na podwyżki, a na rynku będą przeważać transakcje gotówkowe. A na to w obecnych realiach trudno liczyć – uważa Jerzy Sobański.
Według Tomasza Koszyka ogłoszenia sprzedaży praw mieszkań pochodzą najczęściej z inwestycji realizowanych w popularnych lokalizacjach, np. w projektach przy ul. Jana Kazimierza na Woli.
– Większość z nich wystawiają inwestorzy, którzy mają nadzieję na zysk tam, gdzie deweloper wyprzedał całą ofertę. Zdają sobie sprawę, że klienci będą skłonni zapłacić więcej, jeśli mogą szybciej odebrać lokal – twierdzi Tomasz Koszyk.
Jerzy Sobański przekonuje natomiast, że na rynek trafiają raczej oferty cesji od osób, których sytuacja życiowa się gwałtownie pogorszyła, na przykład stracili pracę.
Również zdaniem Waldemara Oleksiaka, przedstawiciela Emmerson Realty, dziś cesja to efekt problemów finansowych nabywców.