Dla inwestora indywidualnego, czyli takiego, który dysponował ograniczonym kapitałem, najlepszą inwestycją był zakup ziemi. 25 lat temu działki rolne, także te położone w granicach dużych miast, kupowało się za kilka, a potem kilkanaście dolarów za hektar – wspomina Krzysztofa Matysiak, ekspert do spraw nieruchomości w Wealth Solutions. – Uwolnienie gospodarki zaowocowało dużym zapotrzebowaniem na przestrzeń do prowadzenia firm, więc posiadanie gruntu otwierało drogę do zarabiania.
Wiara w pola
– Jeszcze w 1992 r. za 1 ha państwowych gruntów rolnych nabywcy płacili średnio tylko 500 zł. Za to dziesięć lat później na 1 ha trzeba było wydać już 3,4 tys. zł. Choć ceny ziemi spadały jeszcze w latach 1999–2002, to od tamtego czasu mamy do czynienia tylko ze wzrostem cen gruntów rolnych – mówi Mirosław Kołodziej z Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR). I przypomina, że w 2003 r. ziemia rolna kosztowała średnio 3,7 tys. zł za ha, a w 2013 r. już ok. 22 tys. zł za ha. Natomiast w pierwszym kwartale 2014 r. stawka przekroczyła 24 tys. zł za 1 ha.
Polska ziemia rolna drożeje od początku przemian ustrojowych. W latach 90. XX wieku, na skutek złej koniunktury w rolnictwie, nie było chętnych do zakupu ziemi. ANR, aby zagospodarować tereny, zmuszona była w ciągu trzech lat: 1993–1995, wydzierżawić ponad 3 mln ha. Dziś jest zupełnie inaczej. – Ceny nieruchomości rolnych szczególnie gwałtownie wzrosły po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej, kiedy wszyscy jej użytkownicy zaczęli otrzymywać dopłaty bezpośrednie – mówi Mirosław Kołodziej.
Z prognoz ANR wynika, że pola będą dalej drożały, bo wyczerpują się zasoby państwowych gruntów, a podaż prywatnych jest ograniczona. Trudniejsze są dziś spekulacje państwową ziemią (ANR sprzedaje tereny głównie dotychczasowym dzierżawcom i rolnikom indywidualnym na powiększanie gospodarstw rodzinnych).
Ale inwestorzy liczą na zarobek na polach, dzięki perspektywie uwolnienia rynku ziemi rolnej od 1 maja 2016 r. Wtedy będą ją mogli kupować cudzoziemcy, dla których polskie stawki nie są wygórowane.