Od ostatniego wybuchu Wezuwiusza minęły 64 lata, od niszczycielskiego kataklizmu który unicestwił Pompeje – 1930 lat (79 rok n. e.). Niestety, wulkan jest wciąż aktywny, erupcja jest możliwa. Przewidywanie przyszłych wybuchów jest wielkim wyzwaniem dla wulkanologów. Powinni umieć określić, czy będzie na tyle silna, aby zagrozić aglomeracji Neapolu, skupiającej 700 tys. ludzi. Żyją oni w bezpośrednim sąsiedztwie wulkanicznego stożka. Tym zadaniem zajęli się tym geofizycy z Państwowego Instytutu Nauk o Ziemi z Orleanu we Francji (CNRS — Centre National de la Recherche Scientifique). Współpracują z nimi naukowcy włoscy. Zespołem kieruje prof. Bruno Scaillet. Wyniki ich prac publikuje tygodnik naukowy „Nature”.
Naukowcy chcą sprawdzić, czy w najbliższym czasie, w perspektywie kilkudziesięciu lat, możliwy jest katastroficzny scenariusz. W tym celu zbadali, w jakiej pozycji znajdował się zbiornik z lawą pod Wezuwiuszem w ciągu ostatnich 20 tys. lat. Okazało się, że im głębiej, tym silniejsze były erupcje. Potężne wybuchy Wezuwiusza, o sile podobnej do wybuchu z roku 79, gdy zginęło 30 tys. ludzi (Pompeje i Herkulanum), miały miejsce wiele razy. Naukowcy są pewni, że wydarzyły się na pewno 7800 lat temu, potem 3600 lat temu, w 79 roku i jeszcze w roku 472. Po tej ostatniej wielkiej erupcji, wulkan zmienił rytm, uaktywniał się dużo częściej, ale zarazem były to wybuchy dużo słabsze. Zespół francuskich i włoskich geofizyków i wulkanologów przeprowadził symulację komputerową wszystkich wybuchów Wezuwiusza. Badacze wykorzystali zgromadzone na ich temat dane geologiczne. Na tej podstawie ustalili, że podczas pierwszych czterech wielkich wybuchów, zbiornik lawy znajdował się na głębokości od dziesięciu do ośmiu kilometrów pod wulkanem. Potem, po roku 472, zbiornik przesunął się bardzo poważnie w górę, na głębokość trzech — czterech kilometrów. I właśnie od tego momentu wybuchy Wezuwiusza stały się wprawdzie częstsze, ale zarazem słabsze.
Na marginesie — jeszcze do niedawna sądzono, że zbiorniki z lawą pod wulkanami mają stałą pozycję. Amerykanie pierwsi dowiedli, że nie jest to regułą, tak jak w przypadku wulkanu Saint Helens w Stanach Zjednoczonych.
- Podczas niszczycielskiego wybuchu w 79 roku, ze stożka Wezuwiusza wydostało się pięć kilometrów sześciennych popiołów i błota wulkanicznego. Teraz wyniki badań sejsmologicznych wskazują, że zbiornik nie jest tak duży. Jednak należy też brać pod uwagę charakterystykę magmy, jej gęstość — wyjaśnia dr Michel Pichavant, członek zespołu. — Im więcej zawiera substancji lotnych, tym szybciej przesuwa się do góry i tym mniej czasu pozostaje na jej odgazowanie. W rezultacie, gdy dochodzi do powierzchni ziemi, substancje lotne są gwałtownie wyrzucane, wybuch odbierany jest jako gwałtowny.
Ostatnia erupcja Wezuwiusza nie była gwałtowna, ze stożka wylała się wówczas lawa, która zastygła w skały bazaltowe. Dlatego badacze mają nadzieję, że kolejny wybuch też będzie podobny. Jednak niepokojący jest fakt, że ostatni wybuch był już dawno, 64 lata temu. Może to świadczyć o tym, że komin wulkaniczny prowadzący do zbiornika z lawą jest zatkany. W takim przypadku jest bardzo prawdopodobne, że odetkanie może nastąpić w sposób bardzo gwałtowny, ze wszystkimi tego konsekwencjami, jakie już tyle razy miały miejsce w przeszłości. Obawy naukowców budzi również to, że najnowsze badania sejsmologiczne ujawniły istnienie drugiego zbiornika pod Wezuwiuszem. Pod głównym, zawierającym lawę, na głębokości trzech-czterech kilometrów, znajduje się najprawdopodobniej drugi, na głębokości ośmiu kilometrów. Właśnie z tej głębokości następowały w przeszłości silne wybuchy. Tyle tylko, że nie wiadomo na razie, co mieści ten drugi zbiornik, lawę czy może zwykłą wodę. Zespół prof. Bruno Scailleta zamierza to zbadać w najbliższym czasie.