O tamtym wyjątkowym osiągnięciu „Rzeczpospolita” informowała ponad dwa tygodnie temu. Ale nie był to absolutny rekord szybkości pod żaglami, ten ustanowił na desce 5 października bieżącego roku Alexandre Caizergues u wybrzeży Namibii: 93,66 km/godz.
„L’Hydroptere” miał poprawić to osiągnięcie. Próby zamierzano przeprowadzać aż do skutku, do początku astronomicznej zimy. Prognozy przewidywały sprzyjające warunki do 22 grudnia. I rzeczywiście, w niedzielę, 21 grudnia, wiatr na Morzu Śródziemnym w okolicach Port-Saint-Louis-du-Rhone wiał z prędkością ok. 35 – 38 węzłów, w porywach dochodził do 45 węzłów. Morze było rozfalowane.
W tych trudnych warunkach sternik trimaranu „L’Hydroptere” Alain Thebault i jego dziesięcioosobowa załoga wypłynęli z portu, aby wykorzystać szansę. Początkowo wszystko układało się po ich myśli. „L’Hydroptere” osiągnął 55 węzłów, czyli 101,86 km/godz. I wtedy właśnie przyszedł podmuch. „L’Hydroptere” pomknął z prędkością 60 węzłów, czyli 112,12 km/godz., po czym odbił się niefortunnie od większej fali i przewrócił. Żeglarze nazywają to zrobieniem grzybka. Chodzi o to, że jacht znalazł się w pozycji masztem w dół, dnem do góry. W czasie wywrotki kilku członków załogi odniosło obrażenia. Pełną informację o wypadku przekazano dopiero teraz.
Rekord nie został uznany, ponieważ wymagane jest utrzymanie prędkości na dystansie co najmniej 500 metrów.
„L’Hydroptere” został zwodowany w 2005 roku. Środkowy, główny, największy kadłub ma długość 18,28 metra. Do obu bocznych kadłubów przymocowane są płetwy długości 5,7 metra, pochylone pod kątem 45 stopni.