Chilijski kuter rybacki „Polars Mist” o długości 23 m wyruszył 14 stycznia z argentyńskiego portu Punta Quilla. Ładunek stanowiło 9,5 tony złota i srebra o wartości 17,6 mln dolarów.
„Polars Mist” skierował się na południe. 15 stycznia, na wysokości wybrzeży chilijskich, rozpętał się sztorm, a „Polars Mist” zawrócił na północ. 16 stycznia kuter został porzucony przez załogę i poszedł na dno. Statek i ładunek były ubezpieczone.
Przedstawiciel brytyjskiego towarzystwa ubezpieczeniowego Lloyd’s oświadczył, że nie dojdzie do wypłaty odszkodowania, ponieważ statek i ładunek nie zostały bezpowrotnie utracone. Dojdzie do podniesienia z dna całego kutra wraz ze złotem i srebrem. Spoczywa on na głębokości 75 m. Operacja rozpocznie się pod koniec marca. Lloyd’s szacuje jej koszt na 2 miliony dolarów. Wydobyciem kutra zajmie się „Skandi Patagonia” o długości 92 m (koncern naftowy Total).
W tej historii nie byłoby niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że ubezpieczyciela powiadomiono w miesiąc po katastrofie, gdy zostało wszczęte śledztwo przez argentyński sąd federalny w Santa Cruz. Dziwna wydaje się „droga złota”: kuter wyruszył z Punta Quille w Argentynie, aby dotrzeć do Punta Arenas na południowym skraju Chile, potem do chilijskiego Santiago, i wreszcie złoto i srebro miało dotrzeć do Szwajcarii drogą lotniczą.
Siedmioosobowa załoga i jeden pasażer zostali ewakuowani przez marynarkę argentyńską. Opuszczony „Polars Mist” dryfował dobę, zanim chilijski holownik „Beagle” podjął próbę doprowadzenia go do oddalonych o 40 km wybrzeży Argentyny. Biorąc to pod uwagę, Lloyds jest zdania, że ładunku na statku może już nie być. A w takim przypadku nie będzie też odszkodowania.