Ochotnicy, którzy niezwłocznie po odkryciu stada 70 grindwali pośpieszyli z pomocą, zastali tylko 15 żywych zwierząt. Nie udało się im zepchnąć ich do wody. Sprowadzony został ciężki sprzęt: dźwig i transportery. To daje nadzieję na sukces akcji – zwierzęta ważą półtorej tony każde. Próby zepchnięcia ssaków do wody będą ponawiane, ratownicy są dobrej myśli – na szczęście zwierzęta są spokojne.
Kimberly Mucaster, z organizacji Project Jonah opiekującej się waleniami, ostrzegł jednak, że ocalałe zwierzęta są w kiepskiej kondycji.
– Stado ugrzęzło na odległej plaży Karikari prawdopodobnie w nocy. Dlatego zastaliśmy tyle martwych zwierząt – powiedziała Carolyn Smith, rzeczniczka lokalnej delegatury Department of Conservation, agendy rządowej Nowej Zelandii odpowiedzialnej za ochronę przyrody.
– Mamy plan załadowania waleni na transportery i przewiezienia ich do oddalonej o około kilometr Zatoki Maatai – powiedział Mike Davies z Department of Conservation. – Tam warunki na brzegu są łatwiejsze, a ocean spokojniejszy.
Nowa Zelandia była wielokrotnie widownią masowego uwięzienia waleni na plażach, zwłaszcza w okresie letnim, kiedy morskie ssaki opuszczają wody Antarktyki i wędrują na północ. Naukowcy nie wiedzą, co sprawia, że lądują na plaży, gdzie czeka je niechybna zagłada. W 2007 roku na Nowej Zelandii zginęło w ten sposób 101 grindwali.