Co czwarty mężczyzna prędzej czy później zacznie łysieć. Oczywiście nie wszystkich dotknie to w tym samym stopniu. Faktem jest, iż z czasem część jego włosów się osłabi, aż wypadnie. Na ich miejscu nic już nie urośnie. Właściciel rzednącej czupryny będzie niepocieszony. Co innego jego partnerka.
Naukowcy uważają, że to za jej sprawą geny i testosteron stały się pionkami w ewolucyjnej grze, w wyniku której panowie utracili gęste czupryny.
[srodtytul]Biały traci więcej[/srodtytul]
Z grubsza wiemy, dlaczego mężczyźni tracą włosy. Odpowiada za to odziedziczona nadwrażliwość korzeni włosa na męskie hormony. Bezpośrednim winowajcą jest pochodna testosteronu o nazwie dihydrotestosteron, w skrócie DHT, która upośledza działanie mieszków włosowych i powoduje ich zamieranie w okolicy skroniowej, czołowej i na szczycie głowy. Ten typ łysienia, nazwany androgenicznym, rozpoczyna się z chwilą osiągnięcia dojrzałości płciowej.
Tylko dlaczego testosteron, esencja męskości, szkodzi włosom niektórych mężczyzn? To pytanie naukowcy zadają sobie od lat. Siegfried Meryn, Markus Metka i Georg Kindel, autorzy książki „Mężczyzna XXI wieku”, twierdzą, że 90 – 95 proc. przypadków łysienia ma podłoże genetyczne, a taką „predyspozycję posiada każdy biały mężczyzna, przy czym 96 proc. z nich w określonym stopniu traci włosy”. Łysinę można dostrzec u jednej trzeciej białych trzydziestolatków i u połowy panów w wieku 50 lat. Jest o wiele mniej prawdopodobne, by przytrafiło się to mężczynom rasy żółtej lub czarnej.