Licho nie śpi, licho kusi: lekcje odrób, gdy wrócisz z podwórka, dzwonek napraw po kolacji, na kłopotliwego e-maila odpowiedz jutro, prezentacje nowego projektu zdążysz przygotować w przyszłym tygodniu. Dawniej rycerze też odkładali ostrzenie mieczy, nie od razu po bitwie, ale dopiero przed następną. Stąd stare jak świat powiedzenie: „co masz zrobić jutro, zrób dziś".
Naukowcy potrafią skomplikować wszystko, trzeba czy nie trzeba. Tendencję do odkładania na później spraw, które nie przynoszą natychmiastowej nagrody, a jeszcze w dodatku wymagają wysiłku, nazwali prokrastynacją, z łacińskiego procrastinatio – odroczenie, zwłoka.
Zjawisko nie jest nowe, nowa jest sama nazwa. W polskiej edycji Encyklopedii Powszechnej Larousse'a z 2006 roku jej miejsce byłoby między hasłami „prokonsul" i „prokreacja", ale jej tam nie ma. Dlaczego? Ponieważ jeszcze przed dekadą nikomu nie przychodziło do głowy uznawanie odkładactwa za chorobę cywilizacyjną, którą trzeba naukowo nazwać.
No, ale jak trzeba, to trzeba. Mechanizm prokrastynacji polega na tym, że dzięki odłożeniu wykonania czynności na później początkowo następuje poprawa samopoczucia – pojawiają się radość oraz ulga, że nie trzeba działać natychmiast, a ponadto można zaangażować się w bardziej przyjemne, aktualne zadania. Odwlekaniu na później sprzyja złudzenie, że jutro będzie lepiej.
– Prokrastynacja odzwierciedla rywalizację między układem limbicznym i korą przedczołową. Ten pierwszy steruje emocjami i odpowiada za impulsywność, chęć natychmiastowej nagrody i poprawienia nastroju, złego samopoczucia. Natomiast kora przedczołowa odpowiada za koncentrację, zarządzanie sobą, uwagą, celami oraz rozumienie koncepcji czasu. Kierowanie się zdrowym rozsądkiem, kiedy można ulec emocjom i pokusom, jest trudniejsze. Właśnie wtedy, z korą przedczołową pokonaną przez układ limbiczny, człowiek odkłada na później sprawy, które nie przyniosą natychmiastowej przyjemności lub budzą lęk – wyjaśnia Magdalena Jagielska, psycholog z Uniwersytetu Warszawskiego.