To wniosek z analizy bioróżnorodności wykonanej przez naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii. Skupili się oni na najnowszych danych (najnowszych w skali geologicznej), czyli sięgnęli do okresu od 30 mln do 500 lat temu. Ich zdaniem w ostatnim czasie, po „inwazji” ludzi na kontynent amerykański, doszło do gwałtownego zubożenia fauny. Zniknęło od 15 do nawet 42 proc. gatunków ssaków.
[srodtytul]Było pięć, szóste w drodze[/srodtytul]
Spośród wszystkich gatunków, które kiedykolwiek żyły na Ziemi, ponad 97 proc. zniknęło. Jednak wymieranie nie przebiega równomiernie, w historii życia zdarzają się okresy przyspieszonego znikania gatunków roślin i zwierząt. Naukowcy zidentyfikowali pięć wielkich masowych wymierań – ordowickie, dewońskie, permskie (zniknęło wtedy ok. 90 proc. wszystkich gatunków), triasowe i ostatnie – kredowe, które położyło kres dinozaurom.
Coraz częściej mówi się o następnym, szóstym wielkim wymieraniu, którego my, ludzie jesteśmy i przyczyną, i świadkami. Ma być ono spowodowane ekspansją człowieka i zmianami klimatycznymi. Amerykanie analizujący trzy katalogi gatunków znaleźli dowody, że różnorodność biologiczna tym bardziej się zmniejsza, im bardziej rośnie aktywność ludzi. Wyniki publikuje pismo naukowe „PLoS One”. Naukowcy twierdzą, że wymieranie gatunków, szczególnie ssaków (szczątki ssaków są dobrze zachowane, stąd to właśnie na nich bazowali badacze), gwałtownie przyspieszyło. W Ameryce Północnej ok. 13 tys. lat temu. Wcześniej – mimo zmian klimatu, wypiętrzania gór, cofania się lodowców – nic złego się nie działo.
– Jedyną różnicą jest to, że ok. 13 tys. lat temu na tę scenę wkroczyli ludzie – mówi o pojawieniu się człowieka na kontynencie Marc Carrasco, jeden z autorów tych badań. – Podsumowując, ssaki generalnie dobrze radziły sobie z naturalnymi zmianami w przeszłości. Dopiero gdy pojawiliśmy się my, liczby spadły na łeb na szyję.