Rozmiar pokrywy lodowej na północnym biegunie Ziemi wynosi tego lata 6,75 miliona kilometrów kwadratowych. Liczba ta robi wrażenie. Dopóki nie uzupełnimy jej o informację, że każdego dnia ubiegłego miesiąca odrywało się od tafli 106 tysięcy kilometrów kwadratowych lodu. Dla zobrazowania – to tyle, ile wynosi powierzchnia amerykańskiego stanu Indiana lub trzy obszary Belgii.
[srodtytul]Kąpiele Eskimosów[/srodtytul]
Oznacza to, że tegoroczne tempo rozpływania się Arktyki jest podobne do tego, jakie było w lipcu przed dwoma laty. W efekcie jesienią 2007 roku rozmiar pokrywy lodowej był rekordowo niski, bo wynosił 4,3 miliona kilometrów kwadratowych. Czy w tym roku rekord ten zostanie pobity? – zastanawiają się amerykańscy uczeni z National Snow and Ice Data Center (NSIDC), którzy z pomocą obrazów przesyłanych przez satelity odnotowują te zmiany. Zawdzięczamy je ocieplaniu się klimatu, co – zdaniem wielu badaczy – jest skutkiem działalności człowieka, a więc emisji do atmosfery ogromnych ilości gazów cieplarnianych.
Zmiany te widoczne są nie tylko w makro-, ale i mikroskali. Zauważa je Eddie Gruben, 89-letni mieszkaniec wsi położonej w północno-zachodniej części Kanady. – Jeszcze 40 lat temu brzeg pokrywy lodowej znajdował się około 60 kilometrów w głąb morza. Dzisiaj jest dwa razy dalej – opowiada agencji AP.
W ubiegłym stuleciu średnia temperatura na całym globie wzrosła średnio o 0,6 stopnia Celsjusza. W Arktyce proces ocieplania był co najmniej dwa razy szybszy. W efekcie tego lata w osadzie zamieszkiwanej przez plemię Eskimosów słupki rtęci pokazywały nawet 30 stopni Celsjusza. Woda była naprawdę ciepła. Na tyle, że dzieci pływały w oceanie.