Powiedzieć, że pierwsza wizyta Depeche Mode w komunistycznej Polsce miała tę samą rangę jak dwa koncerty The Rolling Stones w Sali Kongresowej w 1967 r. byłoby pewnie przesadą. Jednak „każde pokolenie ma swój czas” najważniejszy dla siebie, zaś mit przyjazdu Depeche Mode wzmacnia ówczesna izolacja PRL po stanie wojennym i zduszeniu Solidarności, zimna wojna oraz istnienie żelaznej kurtyny.
Dlatego pojawienie się w Warszawie zespołu grającego nową muzykę elektroniczną (Depeche Mode nie lubią określenia new romantic) było wielką sensacją, tym bardziej że od „Some Great Reward Tour” zaczęła się ogólnoświatowa sława grupy, która dziś należy do grona największych globalnych gwiazd. Jak napisał w słowie wstępnym Marcin Cichoński, był to „koncert definiujący” dla wielu fanów pierwszy zachodniej gwiazdy. Bilety kosztowały 1300 zł. Pół litra wódki 103 zł. Taki był wtedy przelicznik. To był czas, kiedy „Rzeczpospolita” informowała o Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie.