– Procedurę przetargową rozpoczniemy na pewno w tym roku. Data nie została jeszcze ustalona – powiedziała wczoraj Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej. Operatorzy będą mogli wystartować w wyścigu o częstotliwość radiową 2600 MHz. Jedną piątą uzyskanych zasobów będą musieli przeznaczyć na usługi darmowego dostępu do Internetu.
– Podstawowy cel to popularyzacja usług dostępu do Internetu i zachęcenie Polaków do zaabonowania normalnych, komercyjnych usług – mówi prezes UKE. Dlatego w planach urzędu darmowe usługi miałyby niskie parametry. Prędkość ściągania danych wyniosłaby zapewne ok. 256 kb/s wobec 512 lub 1000 kb/s, będących rynkowym standardem. Możliwe, że można by korzystać z nich tylko przez określony czas lub tylko z określonych usług internetowych.
– Z naszych doświadczeń wynika, że darmowe usługi nie wypierają komercyjnych. Nie są nawet potrzebne ani uzasadnione techniczne obostrzenia w ich świadczeniu. Kto abonował usługi, dalej je abonuje – mówił podczas wczorajszej debaty w UKE przedstawiciel jednego z małych operatorów.
Darmowy Internet nie ekscytuje Polaków tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. – Naszym darmowym punktem dostępowym we Wrocławiu zainteresowała się jedna osoba – mówi Michał Ickiewicz, prezes zarządu Telekomunikacji Internetowej. Mali dostawcy dostrzegają korzyści z darmowego Internetu. Boją się tylko, że UKE postawi na dużych operatorów. – Jeżeli UKE chce przeznaczyć częstotliwość do budowy jednej, ogólnopolskiej sieci, to mniejsze podmioty z założenia to wyklucza. Chcielibyśmy mieć możliwość skorzystania z częstotliwości, ale lokalnie – mówił Kamil Kurek, członek zarządu izby gospodarczej KIKE, zrzeszającej małych operatorów telekomunikacyjnych.
Anna Streżyńska zwróciła uwagę, że urzędowi trudno byłoby przeprowadzić lokalne przetargi, w których mogliby wystartować lokalni dostawcy, skoro tych podmiotów jest ponad 3 tys. Urząd wyraźnie zmierza w kierunku przetargu, którego faworytem będą więksi operatorzy. A ci są na razie wstrzemięźliwi.