W światowej elicie prasowej płatne w sieci są już chociażby „The Wall Street Journal” (gazeta Ruperta Murdocha ma dziś już ponad milion płatnych abonentów w sieci) oraz „The Financial Times”, gdzie do dostępu do dziesięciu tekstów miesięcznie wystarczy darmowa subskrypcja, ale pełny dostęp do archiwów i wrzucanych na stronę w ciągu dnia newsów oznacza konieczność zapłacenia co najmniej 21,98 euro miesięcznie. Obecnie FT.com ma ponad 2 miliony zarejestrowanych użytkowników, z czego 126,3 tys. płaci. Dla porównania, jedno papierowe wydanie kupuje średnio ponad 390 tys. osób.

Od lipca witryny thetimes.co.uk i thesundaytimes.co.uk zahasłował także należący do prasowego imperium Murdocha brytyjski „The Times”. Nie bez obaw. – Zdajemy sobie sprawę z tego, że spowoduje to spory odpływ ruchu na witrynie, którą dziś odwiedza 20 milionów unikalnych użytkowników. Liczymy, że dzięki temu grupa czytelników będzie mniejsza, ale będą oni bardziej zaangażowani – zapowiadał Tom Whitwell, wydawca z „The Times” w Marketplace, ekonomicznym portalu publicznego radia w USA. – Płatny model, jaki zaproponowaliśmy, jest łatwo przyswajalny i każdego na niego stać. Dla nas to ekonomicznie bardziej właściwe, niż publikowanie treści w Internecie za darmo, podczas gdy dobre dziennikarstwo kosztuje. 2 funty tygodniowo to mniej niż kosztuje filiżanka kawy – przekonuje wydawca na swojej stronie. Choć opłaty faktycznie są symboliczne (2 funty za tydzień lub 1 funt za dostęp 24-godzinny), badania dowodzą, że wszędzie gros czytelników gazet nie życzy sobie płacić za dostęp do ich wersji online nawet tyle. Mimo to za ciosem pójdą kolejni wydawcy. Od 2011 roku niskie stawki za dostęp do artykułów w Internecie po wyczerpaniu małego limitu bezpłatnych artykułów zaproponuje „The New York Times”.

W Polsce wszystko na tym polu jeszcze przed nami. – Nie wierzę w to, że takie tytuły, jak „The Times” znikną z rynku z powodu takich działań. Może przełamią one niemoc na rynku. Zawsze byłem zwolennikiem tego, żeby działania podejmowane przez wydawców w tym zakresie w Polsce były bardziej radykalne – mówi Wiesław Podkański, prezes Izby Wydawców Prasy. – Toczą się jednak takie rozmowy i nie wykluczam, że branża w przyszłości z takich rozwiązań skorzysta, najbliżej nich są m.in. tytuły poświęcone gospodarce – dodaje. Jego zdaniem wszędzie wydawcom łatwiej będzie jednak pozyskiwać pieniądze z opłat za aplikacje umożliwiające przeglądanie ich treści na iPhone czy iPadzie, niż w otwartym dostępie przez komputer. – Użytkownicy zostali od początku przyzwyczajeni do mikropłatności pobieranych za aplikacje na takie urządzenia – zauważa.

[i]masz pytanie, wyślij e-mail do autorki

[mail=m.lemanska@rp.pl]m.lemanska@rp.pl[/mail][/i]