Gren, doświadczony scenarzysta i pedagog, który pracował z młodzieżą i bezdomnymi, opisuje ludzi jak miniaturzysta. Nie potrzebuje wiele miejsca, szerokiego pleneru. Opowiada przez detale, pojedyncze sytuacje, krótkie, ale precyzyjne dialogi.
Język, jakiego używa, przypomina gęsty ścieg – jest pewny, staranny, prosty, ale też pełen urody. Od pierwszego zdania wiadomo, że kiedy Gren zabierał się do pisania, był dobrze przygotowany. Tak precyzyjna literatura rodzi się w wyniku uważnych, wnikliwych obserwacji. „Schronisko" jest całkowitym zaprzeczeniem współczesności: to opowieść nieprzegadana i niepowierzchowna, mówi o ludziach tylko to, co najważniejsze.
Bohaterowie Grena, bywalcy francuskiego schroniska dla bezdomnych, nagle stają przed czytelnikiem i angażują go w swoje historie: burzliwe, nieszczęśliwe, zabawne. A potem, równie niespodziewanie, znikają. Koniec każdego rozdziału jest jak rozstanie – trzeba się pożegnać z człowiekiem, o którym wie się już dość, by mu współczuć. Zgodnie z regulaminem przytułku potrzebujący pomocy mogą przebywać w nim tylko tydzień. Tyle wystarczy, by w pełni zarysować swą osobowość. Ludzie, których Gren opisuje – jako narrator i opiekun w schronisku – to wielowymiarowe postaci. Mają przeszłość pełną zdarzeń, wspomnienia i pragnienia.
Dzięki uwadze, jaką autor im poświęcił, odzyskali w książce godność i prawo istnienia, którego odmawia im rzeczywistość. Na ulicy ich opowieść nikogo nie obchodzi. W literackim „Schronisku" zjawiają się: biedna rodzina analfabetów z Algierii w podróży do lepszego życia; trzej zapijaczeni przyjaciele, którzy mają tylko siebie i drewnianą ławkę; młody gniewny, rozdarty między szukaniem zemsty a pisaniem wierszy. I wielu innych, których Gren potraktował z powagą, a nie z sentymentem.