Komisarz Popielski na szlaku

Nową powieść – „Liczby Charona" (Znak, Kraków 2011) – z cyklu lwowskich kryminałów z Edwardem Popielskim w roli głównej napisał Marek Krajewski.

Publikacja: 19.05.2011 01:01

Tym razem ekscentryczny policjant szuka sprawcy serii tajemniczych morderstw, w czym pomocna okazuje się znajomość wyższej matematyki i bibilijnej hebrajszczyzny, a z tym Popielski – jako człowiek gruntownie i wszechstronnie wykształcony (doktorat w Wiedniu z zakresu archaicznej metryki łacińskiej) – nie ma większych trudności.

Prawdziwy kłopot ma z czym innym. Otóż rok przed 1930, kiedy to rozgrywają się powieściowe wydarzenia, wyrzucono go z policji za niesubordynację. Teraz sprawa, w którą się angażuje, może mu pomóc w powrocie do zawodu, na czym mu – przyznaje – bardzo zależy. Również ze względów finansowych, gdyż Popielski nie zarzucił przyzwyczajeń, do których należało stałe wizytowanie lwowskich knajp, i tych najbardziej eleganckich, i najgorszych spelunek. Takich jak szynk Bombacha na ulicy Bernsteina, gdzie zastajemy go siedzącego, w raczej podłym nastroju, nad wódką i talerzem kapusty ze skwarkami. I w takiej chwili zagaduje go kelner:

„– Oj, pan kumisarz cóś dzisiaj nie ten tegu (...). Jeszczy jedyn sznapsik na dobry humor?

Noga Popielskiego dalej drżała.

– Chcesz mi dokuczyć, szczeniaku? – wysyczał do kelnera. – To mów dalej „kumisarzu", a policzysz zęby! Każdy dzieciak na Żółkiewskim wie, że ja już nie pracuję w policji!

– Przepraszam szanuwnegu pana. – Młodzieniec odsłonił drobne, poczerniałe zęby i wysokie dziąsła. – Ja tu z tydziń pracuji, ta nie wim, ali tamte wariaty – wskazał głową na barmana – bałakaju, że ten galanty pan to kumisarz, no to ja tyż du pana „pani kumisarzu".

Gość rozchmurzył się (...). Nigdy nie sądził, że komplement „galanty" sprawi mu taką przyjemność".

A niewidomy akordeonista śpiewał:

U Bombacha fajna wiara,

Wcina precli, ćmi cygara,

A kto z nami trzyma sztamy,

Temu lepij jak u mamy.

W knajpie Gutmana przy placu Gołuchowskim, równie lichej jak szynk Bombacha, akordeonista miał repertuar inny, choć stylistycznie zbliżony:

Za rogatki, by zabawić si, wybrałym raz,

By tam mili i burzliwi swój przypendzić czas.

Ja najsamprzód przy bufeci wypił wódki trzy,

A tu panny już koło mni jak nad wodu mgły.

U Gutmana Edward Popielski pije wódkę pod kromkę czarnego chleba i kiszony ogórek. Zupełnie inne menu było w restauracji Louvre w pięknej kamienicy Rohatyna, u zbiegu Kościuszki i Trzeciego Maja, gdzie Popielski spotykał się ze swym przyjacielem, komisarzem Wilhelmem Zarembą. I tam, przy ośmiu setkach wódki Smirnoff na dwóch, ustalają szczegóły planu, którego realizacja skłoni szefa lwowskiej policji, pułkownika Grabowskiego, do ponownego zatrudnienia u siebie kontrowersyjnego, ale osiągającego zadziwiające wyniki w pracy śledczej komisarza.

Czytelnicy poprzednich książek Krajewskiego o komisarzu Popielskim wiedzą, że misterna intryga musi się udać. Niebagatelny wpływ na to wywarły skonsumowane przez policyjnych przyjaciół: faszerowane jaja na ciepło, zupa rakowa i paszteciki w zaparzanym cieście, ozór na szaro z groszkiem zielonym i kartoflami oraz klops z kaszą hreczaną i buraczkami. No i czysta, oczywista.

Tym razem ekscentryczny policjant szuka sprawcy serii tajemniczych morderstw, w czym pomocna okazuje się znajomość wyższej matematyki i bibilijnej hebrajszczyzny, a z tym Popielski – jako człowiek gruntownie i wszechstronnie wykształcony (doktorat w Wiedniu z zakresu archaicznej metryki łacińskiej) – nie ma większych trudności.

Prawdziwy kłopot ma z czym innym. Otóż rok przed 1930, kiedy to rozgrywają się powieściowe wydarzenia, wyrzucono go z policji za niesubordynację. Teraz sprawa, w którą się angażuje, może mu pomóc w powrocie do zawodu, na czym mu – przyznaje – bardzo zależy. Również ze względów finansowych, gdyż Popielski nie zarzucił przyzwyczajeń, do których należało stałe wizytowanie lwowskich knajp, i tych najbardziej eleganckich, i najgorszych spelunek. Takich jak szynk Bombacha na ulicy Bernsteina, gdzie zastajemy go siedzącego, w raczej podłym nastroju, nad wódką i talerzem kapusty ze skwarkami. I w takiej chwili zagaduje go kelner:

Literatura
„Kandydat" Żulczyka, czyli polski kościół Szatana
Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult