Piękną opowieść o zachowaniu człowieczeństwa w czasie marnym, o humanizacji stosunków społecznych, która jest możliwa mimo dziejącego się zła, o solidarności wreszcie zafundował nam Marek Nowakowski w „Domku trzech kotów".
Na podwórko kamienicy przywędrowała pewnego dnia biała kotka z dwojgiem kociąt. Pojawił się też podejrzewany o ojcostwo maleństw kocur przezwany Czarnym Ogonem. I oto nie tylko dla dokarmiającej zwierzęta emerytowanej pielęgniarki pani Ireny czy dla pana Macieja, który bardzo przeżył zgon swojej kotki, ale i dla często aroganckiego, nastoletniego Huberta, i dla introligatora mającego na podwórku swój warsztat, i dla pana Darka, kierowcy autobusu, przyszłość kociej rodziny stała się sprawą wagi pierwszorzędnej.
Najpierw sklecili jej domek z kartonu, następnie zafoliowali, wyłożyli poduszkami i kocykami, ogacili styropianem. Kupowali też karmę, mleko i koci przysmak – wątróbki drobiowe.
„Wszyscy czuliśmy satysfakcję – pisze Marek Nowakowski. – Przygarnęliśmy bezdomną rodzinę. Nie mamy serc z kamienia. Tyle dzieje się złego. Niech chociaż mała, ale dobra rzecz się powiedzie".