Czy sugeruje pan, że stoimy w obliczu wojny jak w 1938 r.?
Należy pamiętać, że zachodnie państwa, zwłaszcza USA, są dzisiaj potężniejsze niż w latach 30. Tymczasem Chamberlain musiał się liczyć z najnowocześniejszą armią w Europie, którą mieli Niemcy.
Ale dopuszcza pan w ogóle myśl o konflikcie zbrojnym?
Nie sądzę, żeby doszło do tradycyjnej wojny znanej z historii. Raczej obserwujemy narastanie konfliktu cybernetycznego, gdzie narodowe systemy bezpieczeństwa będą atakowane przez hakerów. W takiej cyberwojnie narasta chaos, cierpi gospodarka, ale nikt nie ginie. Akurat do takiego ataku Rosja ma dzisiaj odpowiednie narzędzia i siłę.
W jednej ze scen opisuje pan dyplomatów francuskich i angielskich. Na tle Niemców wydają się bez energii.
Także dzisiaj wyczuwalne jest poczucie bezsilności, zwłaszcza wśród ludzi zdroworozsądkowych, wobec ekstremizmów. Ciekawa na tym tle jest scena, kiedy Hartmann stoi sam na sam z Hitlerem i uświadamia sobie, że ma schowany pistolet. Mógłby zabić dyktatora, ale jednocześnie wie, że nie potrafi pociągnąć za spust.
Hitler rozegrał Zachód, bo jego działania wykraczały poza wyobraźnię liberalnych elit.
Demokracja ze swojej natury jest chwiejna i powolna. Chamberlain, który ją uosabiał, doprowadzał popędliwego Hitlera do szaleństwa. On chciał działać zdecydowanie, tu i teraz, zmieniać historię. To zawsze będzie problem demokracji, że wydają się łatwe do rozegrania przez reżimy niedemokratyczne. Ale na razie nie ma lepszej alternatywy.