Od jego śmierci minęło 28 lat, a legenda wciąż trwa. „Wariacje Goldbergowskie” Bacha Glenn Gould nagrał na płyty po raz pierwszy 55 lat temu, po raz drugi uczynił to w 1981 r. Kilka miesięcy później zmarł na udar mózgu, miał zaledwie 50 lat. Oba albumy sprzedane w milionach egzemplarzy przeszły do historii, do dziś rozchodzą się znakomicie.
Glenn Gould jest wdzięcznym obiektem dla biografów. Liczne fobie i śmiesznostki mogą ubarwić opowieść, a życie kanadyjskiego pianisty kryje tyle tajemnic, że rozjaśnienie ich staje się ambitnym zadaniem dla badaczy. Katie Hafner, autorka „Romancy na trzy nogi”, wykorzystała wszystkie szanse.
W jej książce wiele miejsca zajmuje więc słynne rozklekotane krzesełko o tak krótkich nogach, że gdy Glenn Gould siadał na nim, jego głowa ledwo wystawała nad klawiaturę. Nie rozstawał się nigdy z tym mebelkiem, musiał go mieć na wszystkich występach. Są też opisy rytuału moczenia rąk w gorącej wodzie, poprzedzającego każde wejście na estradę lub do studia.
Autorka prześledziła karierę artysty od pierwszych młodzieńczych sukcesów aż do momentu, gdy w wieku 32 lat ostatecznie zrezygnował z występów. Przez następnych 18 lat kontaktował się ze słuchaczami wyłącznie poprzez swoje płyty, bo uważał, że w dobie stereofonii koncerty na żywo to anachronizm.
Książka odsłania także nieznane fakty. Okazało się, że w życiu tego samotnika była pewna kobieta – Cornelia, dla Goulda gotowa porzucić męża i dzieci. Ich kilkuletni związek był jednak skazany na niepowodzenie, bo jak można żyć na co dzień z hipochondrykiem obawiającym się, że zbyt bliski kontakt z drugim człowiekiem wpędzi go w chorobę?